To ja jestem z tych którzy nie byli po jego stronie, a jego arogancja sprawiała ze miałem ochotę przyłożyć. Był mega wkurwiajacy. Ale już Lecter był bardziej fascynujący i bardziej dla mnie czarujący.
To ja jestem z tych którzy nie byli po jego stronie, a jego arogancja sprawiała ze miałem ochotę przyłożyć.
Miałam tak samo. Też mnie denerwował jego sposób bycia. Jeśli chodzi o tego typu zjebów, bardziej szanowałam Lighta z Death Note, choć i tak mu nie kibicowałam.
Czyli doświadczyłaś doliny niesamowitości oglądając lwy? Wciąż bardziej creepy jest dla mnie że tam śpiewają, ale to też brzmi kiepsko.
No właśnie z piosenek też dużo ujęto. Na przykład piosenka Skazy jest ponoć ponad połowę krótsza, bo dużo było w niej nawiązań do głupoty hien, ale one w tym filmie nie są głupie, bo to było zbyt trudne do zanimowania, jeśli mają być hiperrealistyczne. No i całej sceny z ich maszerowaniem i erupcją wulkanu nie ma, bo też nie da się tego realistycznie zanimować. Simba w piosence "Strasznie już być tym królem chcę" tylko biegnie monotonie przez sawannę, bo w oryginale zmienia się kolorystyka całej scenerii i zwierzęta tańczą i tego znowuż nie da się przedstawić realistycznie, więc podejrzewam, że też część jest w takim razie ucięta... Nie ma też tańca hula Timona i Pumby (tak, powód ten sam, co wszystko do tej pory). W "miłość rośnie wokół nas" nie ma tej całej sceny, gdzie Nala i Simba się miziają (bo to było za mało realistyczne), więc chyba zamknięcia przez Timona i Pumbę też nie ma = piosenka skrócona. Ale genaralnie "zła" wiadomość pozostaje - lwy dalej śpiewają.
Shiiieeeet, toż to brzmi o wiele gorzej niż wersja z 1994. Jedyne plusy jakie toto miało to nierealne odpały hien, tego pyskatego tukana no i Timona i Pumby. Jak tego nie ma to nie zostaje nic. Dziękuję. Nie polecam bez oglądania.
_________________ I'M TOO OLD FOR THIS SHIT!
........................
#seniorwinternetach #fascynującaanegdotka #lata90tetoapogeumludzkiejcywilizacji #gettudaczopa
........................
The Mission // Dead Poets Society // Boyz n the Hood // Fisher King // Bronx Tale // Trainspotting // Chasing Amy // Big Lebowski // Fight Club // Human Traffic // Samotari.
Czyli apgrejdowana złota 11tka filmów, które uczyniły mnie Jankielem. Obejrzyj wszystkie i zostań mną. Polecam - 8.73/10
Ostatnio zmieniony przez JankielKindybalista85 2019-08-05, 19:26, w całości zmieniany 1 raz
Tak, Love, ja wiem, że Chińczycy nakręcili wcześniej swoją Mulan. Była spoko.
A ja nie wiedziałam, bo generalnie się filmami nie interesuję. Jedynie wiem, że Chińczycy bardzo się cieszą na nadchodzącą Disneyowską produkcję, bo będzie miała dużo wyższy budżet i jakość produkcji, której Chińczycy nie dali by rady osiągnąć.
No właśnie z piosenek też dużo ujęto. Na przykład piosenka Skazy jest ponoć ponad połowę krótsza, bo dużo było w niej nawiązań do głupoty hien, ale one w tym filmie nie są głupie, bo to było zbyt trudne do zanimowania, jeśli mają być hiperrealistyczne. No i całej sceny z ich maszerowaniem i erupcją wulkanu nie ma, bo też nie da się tego realistycznie zanimować. Simba w piosence "Strasznie już być tym królem chcę" tylko biegnie monotonie przez sawannę, bo w oryginale zmienia się kolorystyka całej scenerii i zwierzęta tańczą i tego znowuż nie da się przedstawić realistycznie, więc podejrzewam, że też część jest w takim razie ucięta... Nie ma też tańca hula Timona i Pumby (tak, powód ten sam, co wszystko do tej pory). W "miłość rośnie wokół nas" nie ma tej całej sceny, gdzie Nala i Simba się miziają (bo to było za mało realistyczne), więc chyba zamknięcia przez Timona i Pumbę też nie ma = piosenka skrócona. Ale genaralnie "zła" wiadomość pozostaje - lwy dalej śpiewają.
Piosenka Skazy faktycznie jest trochę inna i nie ma tych wybuchających wulkanów, jest tylko Skaza biegający między hienami i skaczący po skałach, ale cała scena i tak fajnie wyszła. Podobnie jak młody Simba biegający między zwierzakami i śpiewający o byciu królem, bo pojawiło się tam mnóstwo innych zwierząt, sceneria była różnorodna, a bardzo fajnie wyszła tu interakcja Simby z Zazu.
Hieny robiły te same odpały co w bajce - zwłaszcza dwóch braci, którzy się ciągle kłócili i to też wyszło zabawnie
Mizianie Simby i Nali też jest - po prostu się o siebie ocierają wzajemnie łbami więc nie jest to aż tak nierealistyczne.
Pumby i Timona jest w tej wersji bardzo dużo. Jeszcze jak! I robią genialne wrażenie, zwłaszcza Pumba zajebiście wyszedł i to był na pewno bardzo mocny punkt tej wersji Taniec zwierząt też jest, tyle że nie na dwóch nogach jak u ludzi, ale np. idą sobie zwierzaki i kołyszą na boki głowami - i już wiadomo, że jest to "taniec", a jednocześnie aż tak to nie razi.
Mimiki "twarzy" podczas śpiewania nie ma. I dobrze, bo wtedy byłby to suchar. Ale reszta zachowań zwierząt nie wygląda jakos bardzo nienaturalnie. Wiadomo, że trochę to odbiega od rzeczywistości, ale umówmy się - to nadal jest bajka, a nie dokument w national geographic Natomiast moim zdaniem ta wersja wyszla fajnie i udały się twórcom zarówno lwy, jak i hieny, a Pumba, Timon i Zazu (ten "pyskaty tukan") to już w ogóle wyszły super, a było ich w tym filmie poza Simbą i Skazą najwięcej.
Tak swoją drogą, Skaza podobał mi się tutaj dużo bardziej niż w bajce. Tam był wymuskanym i majestatycznym lwem, tyle że z czarną grzywą. A tutaj jest stary, pomarszczony, poraniony i pokryty bliznami - widać po nim ślady po walkach, które stoczył w przeszłości o władzę.
Obejrzałam - i mega mi się podobał. Nie rozumiem hejtu. Dla tych, którzy przeczytali niepochlebne recenzje i się zniechęcili: warto spróbować. Mnie się podobało.
Ascara, byłam wczoraj w kinie, fajne. Technicznie naprawdę dobrze zrobione, tylko wrażenie miałam takie, że to była skrócona bajka. Zwłaszcza że kilka piosenek ucięli, np. The lion sleeps tonight. No i Skaza miał inną piosenkę.
Mogę polecić.
Obejrzałam - i mega mi się podobał. Nie rozumiem hejtu. Dla tych, którzy przeczytali niepochlebne recenzje i się zniechęcili: warto spróbować. Mnie się podobało.
Krótki opis z filmwebu żeby było wiadomo o co chodzi:
"W "Kongresie" zacierają się granice między rzeczywistością i fikcją: słynna aktorka Robin Wright, gra tu samą siebie. Mieszka z dwójką dorastających dzieci na rancho, z dala od cywilizacji, kiedy wielkie hollywoodzkie studio zwraca się do niej z niezwykłą propozycją. Wright może zostać "zeskanowana" dzięki zaawansowanej technologii cyfrowej, osiągając w każdym kolejnym filmie wieczną młodość. Od tej pory wszystkie jej role zagra wirtualna kopia. Decyzja, którą podejmuje kobieta, by móc dysponować nieograniczonym czasem dla najbliższych, okazuje się początkiem jej podróży przez świat przyszłości, w którym potężne studia filmowe i koncerny farmaceutyczne oferują totalne formy rozrywki, manipulując ludzką świadomością. "Kongres" to film nowatorski i odważny, pełen pomysłów ukazujących w krzywym zwierciadle świat nieograniczonych możliwości technologicznych, które już wkrótce mogą wyznaczyć granice naszej wolności i dyktować pragnienia."
Ja wiem, że nie powinno się oceniać filmów przez pryzmat książek, na których są bazowane, że to zupełnie inne teksty kultury, film zawsze przegra z książką z tego względu, że każdy czytelnik ma swoje własne, nieco odmienne wyobrażenie świata przedstawionego. ALE...
Zacznijmy od tego, że mimo wszystko da się zrobić udaną ekranizację książki. Z tych drugi to na przykład "Władca Pierścieni", "Harry Potter", "Ojciec Chrzestny" - wiadomo, mniej lub więcej elementów zostaje pominiętych czy nawet przeinaczonych al klimat dzieła pozostaje spójny z oryginałem a znaczna większość odbiorców jest ukontentowana.
Da się też zrobić dobrą adaptację, ba, powinno być nawet łatwiej - w końcu ta nie musi się wiernie trzymać oryginału, zaczerpnie jakiś motyw i przerobi go po swojemu. Taki na przykład "Stalker", który znacznie odszedł od realiów świata książkowego (zapewne głównie z powodów ówczesnego poziomu technicznego, ale pamiętajmy też o tym, że utracono cześć oryginalnej wizji wskutek przypadkowego zniszczenia taśmy filmowej) potrafił wzlecieć na wyżyny braci Strugackich. Albo ostatnio przeze mnie wspomniany "Tytus".
No i można też wszystko koncertowo spierdolić :I
"Kongres" w oderwaniu od książki jest mierny, gdyż wiele wątków staje się niezrozumiałych, linia fabularna staje się powykrzywiana bardziej niż osiemdziesięcioletni artretyk. Ale te nieścisłości (łagodnie rzecz nazywając) są stylizowane na "zobacz jakie to jest głębokie, zastanów się nad przesłaniem, co autor miał na myśli, każdy może tu zobaczyć co innego" a w rzeczywistości jest to po prostu udziwnianie i robienie kurwy z logiki. Natomiast w porównaniu do książki staje się wręcz fatalny.
Są sceny gdy film ma zagrać na uczuciach, natomiast efekt to raczej ukłucie gizarmą rozbawienia połączone z obuchem zażenowania. Jeśli ktoś oglądał - na przykład scena skanowania bohaterki albo radosnej damskomęskiej akrobatyki szarpanej pośrodku płonącego lotniska z gościem, który wygląda jak animowany Adrien Brody.
Właśnie, animacja.
W utworze zastosowano również odważny zabieg z przejściem z filmu aktorskiego w animację, ale moim zdaniem zupełnie nie trafiony, taka zmiana kolorów w "Stalkerze" czy rozpiętości kadru w "Mamie" (2014 - nie ten horror) dały świetny efekt, ale tutaj po prostu dostajesz w czambo jakąś psychodeliczną animacją z pizdy xd
Jest normalny świat i nagle świat milion razy gorszy niż to, co mógł widzieć Cliff Booth po szlugu od pachowłosej hippiski.
Motyw główny historii to, tak jakby, "farmakologiczny matrix" czyli zasłanianie prawdziwego świata rozpylonymi w powietrzu specyfikami, od których wszystko zdaje się piękne i dobre (nie na zasadzie, że lubimy ubóstwo, tylko zamiast Hadesu widzimy Arkadię). Właśnie ten świat jest przedstawiany za pomocą animacji, w późniejszej części filmu jest moment gdy bohaterka bierze JEDYNĄ (takurwa) pigułę prawdy i tę prawdę wtedy odkrywa.
I ta prawda jest niewymiernie bardziej komfortowa niż to, co zarysował Lem, naprawdę tutaj można było się pokusić o zapadające w pamięć sceny, które po mistrzowsku opisał Stasiek, zakrawające o gore wręcz, a zamiast tego mamy powrót do filmu aktorskiego, tylko aktorów przebrali w łachmany i przenieśli akcję na Bałuty.
Nie wiem jak to wszystko podsumować, więc zostawię rozjebane, tak jak mnie film zostawił, nie polecam, nie pozdrawiam, Fiotr Pronczewski
_________________
Ostatnio zmieniony przez Mormegil 2019-09-06, 23:26, w całości zmieniany 3 razy
byłem na filmie "365 Dni". Zacznę od plusów:
-główna aktorka, chociaż w późniejszej części filmu zrobili z niej blondynę i zmienili fryzurę i już nie wyglądała tak zjawiskowo jak na początku.
A teraz przejdę do fabuły więc jeśli ktoś zamierza obejrzeć to dzieło no to od tego momentu aż do końca posta będą spoilery.
Na początku filmu jest jakieś pierdolenie głupot, potem masturbacja, pierdolenie głupot, jeszcze więcej pierdolenia głupot, dupczenie, plucie do pizdy i zlizywanie,dupczenie i więcej dupczenia, wyznanie miłości 1, pierdolenie, pierdolenie i jeszcze więcej pierdolenia głupot, dupczenie, wyznanie miłości 2, pierdolenie, zaręczyny, pierdolenie, główna bohaterka prawdopodobnie umiera (chociaż może być następna część i jakiś plot twist) happy end, koniec
[ Dodano: 2020-02-09, 17:43 ]
Ale ja nie lubię żadnych takich romantycznych romansów, więc może nie zauważyłem tego geniuszu
krojechleb, nudy... jak dobrze, że nie jestem z tych dziewczyn co mają kisiel w majtkach , bo zobaczą jakiegoś włoskiego aktora + marne dupczenie na ekranie i ciągną swojego misiaczka do kina na seansik. Podobny gniot jak Grey?
Na początku filmu jest jakieś pierdolenie głupot, potem masturbacja, pierdolenie głupot, jeszcze więcej pierdolenia głupot, dupczenie, plucie do pizdy i zlizywanie,dupczenie i więcej dupczenia, wyznanie miłości 1, pierdolenie, pierdolenie i jeszcze więcej pierdolenia głupot, dupczenie, wyznanie miłości 2, pierdolenie, zaręczyny, pierdolenie, główna bohaterka prawdopodobnie umiera (chociaż może być następna część i jakiś plot twist) happy end, koniec
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum