Wysłany: 2015-05-07, 15:13 Dzień z życia kierowcy Daewoo Tico
Na taki artykuł dzisiaj trafiłem:
Cytat:
Masz takie auto? W oczach kobiet jesteś nikim!
Gdy tylko, ładnych "naście" lat temu, zdobyłem wreszcie upragnione prawo jazdy, niemal natychmiast stałem się właścicielem pojazdu zwanego dumnie (najprawdopodobniej od trunku, pod wpływem którego go projektowano) Polonezem.
Od tego czasu przez mój prywatny park maszyn przewinęło się raczej kilkadziesiąt niż kilka samochodów. Miałem już auta stare i młode, szybkie i wolne, benzynowe i wysokoprężne, francuskie, włoskie, niemieckie, japońskie, szwedzkie, itd., itp... Ostatnio uświadomiłem sobie jednak, że nigdy nie byłem posiadaczem typowego dla polskiego rynku "samochodu rodzinnego" pokroju Malucha czy Fiata Cinquecento. Nie, żebym pałał do nich jakimś szczególnym obrzydzeniem. Przygoda z Polonezem sprawiła zwyczajnie, że w mniejszych samochodach czułem się nieswojo.
W ostatnim czasie, dziwnym zrządzeniem losu, stałem się jednak właścicielem pojazdu, który - jeszcze do niedawna - kształtował krajobraz polskich dróg - poczciwego Daewoo Tico. Już pierwsze 20 km pokonanych za jego kierownicą wystarczyłoby mi na doktorat z socjologii. Takiej dawki agresji, chamstwa i pogardy, jaką obdarzyli mnie w tym czasie inni uczestnicy ruchu, nie zaznałem jeszcze nigdy.
Na pierwszą salwę z klaksonu nie czekałem nawet pięciu minut. Cios wymierzyła mi damulka z Fiata Punto, przed którą - po prostu - ośmieliłem się wjechać. Zrobiłem to dokładnie w taki sam sposób, jak tysiące razy wcześniej, upewniając się, że nie zmuszę jej do nagłego hamowania. Mimo tego, na najbliższych światłach dojechała do mnie na odległość, z której - patrząc w lusterko - mogłem policzyć wszystkie jej zmarszczki i - profilaktycznie - wymierzyła kilka kolejnych batów "długimi". Pomyślałem wówczas, że trafiłem po prostu na furiatkę i - sięgając do najgłębszych pokładów empatii - powstrzymałem się od opuszczenia pojazdu celem nawiązania bezpośredniej konwersacji...
Szybko okazało się, że nie był to wcale przypadek. Niekontrolowany wybuch śmiechu wywołała u mnie kolejna przedstawicielka płci pięknej, która - nieopatrznie - uraczyła mnie sympatycznym uśmiechem. Gdy tylko, po chwili, zorientowała się w czym siedzę, uniosła nos na wysokość balkonów czwartego piętra i - z pogardą w oczach - odwróciła głowę. Cóż, niech no zobaczę jeszcze jakieś ckliwe memy o miłości i tym, że liczy się wnętrze...
Śmiejąc się głośno założyłem, że - gdy już opuszczę miasto - będzie tylko lepiej. Z takim przekonaniem wjechałem na drogę krajową numer 3. Dopiero tutaj rozpętało się piekło. W obszarze zabudowanym mierzyłem się jedynie z furiatkami i pogardą. Tutaj - całkiem dosłownie - musiałem walczyć o życie. Szybko pojąłem, że siedząc w Tico staje się niewidzialny, tworząc na drodze mobilny obszar, w który każdy kierowca, w dowolnym dla siebie momencie, może chcieć wjechać. Amerykanie niepotrzebnie wydawali miliardy dolarów na F-22. Wystarczyło doczepić skrzydła do produkowanych na Żeraniu samochodów, a ich siły powietrzne byłyby niewykrywalne nie tylko dla radarów!
Wyprzedzanie na "czołówkę" szybko przestało robić na mnie wrażenie. No dobrze - robiło ale tylko do czasu, gdy pewna pani za kierownicą Laguny II, widząc że jadę z przeciwka, postanowiła wyprzedzić - wyprzedzające się właśnie - dwie ciężarówki... Cóż, dzięki niej odkryłem, że małe Daewoo idealnie mieści się na - odznaczonym ciągłą - poboczu "krajówki".
Po kilku kilometrach, gdy sytuacja trochę się uspokoiła a ruch zelżał, dojechałem do ciągnącego się siedemdziesiątką Audi A4. Nie czekając długo włączyłem kierunkowskaz i rozpocząłem wyprzedzanie. Dziwnym trafem, gdy tylko zrównałem się z kierowcą, samochód nagle wyrwał do przodu. Wiem, wiem, koleś na pewno mnie nie widział.
Na tym jednak moja przygoda się nie skończyła. Gdy ponownie wjechałem w teren zabudowany w odległości circa 50 m od przejścia dla pieszych (ze światłami!) zobaczyłem garstkę wyrostków, którzy ewidentnie szykowali się do przejścia na drugą stronę. Największy z nich - bezczelnie śmiejąc mi się w twarz - przed maską auta zamarkował chęć przejścia udając, że wbiega na drogę.
Nie ukrywam, że jak na niespełna 20-kilometrową przejażdżkę, nawet dla mnie było to zbyt wiele. Pierwszy raz w życiu, "zagotowałem opony", wyszedłem z auta i korzystając z słownictwa, którego zasób mocno mnie zaskoczył, starałem się przetłumaczyć śmiejącemu się pod nosem gówniarzowi, co mu groziło i jakie są prawne konsekwencje "wtargnięcia na drogę". W odpowiedzi od pryszczatego wyrostka z mlekiem matki pod nosem usłyszałem tylko, że "gdybym dostał mandat to bym go sobie zapłacił. Stać mnie!".
Epilog? Nie uderzyłem. Nie zabiłem. Zakląłem. Odjechałem. Chwilę później siedziałem już w domu i sącząc herbatę, zastanawiałem się, "gdzie byli rodzice". Doszedłem do wniosku, że na pewno musieli jechać wspomnianym Punto, Laguną 2 albo A4.
Chociaż jest też drugi aspekt - nie mam nic przeciwko starym, słabszym autom (nie oszukujmy się, moje clio II też nie jest cudem techniki), jednak kiedy jadę spokojnie z maksymalną dopuszczalną prędkością (na sporej części obszaru Olsztyna jest to 70kmph) lewym pasem, bo prawy nieco tamują ciężarówki i jestem zmuszona wyhamować do 40kmph, bo przede mną wesoło kula się jakiś poldek, który przed sobą z kolei ma kilometr wolnej przestrzeni, to nóż mi się otwiera w kieszeni. Ale przecież kierowca poldka jest zbyt ważny, żeby jechać prawym pasem za ciężarówkami.
_________________
widzu Junior Admin To co wpiszesz, będzie pod twoim nickiem.
Wiek: 2 k
Dołączył: 25 Lis 2013 Posty: 22221 Skąd: Village killed by planks
W ogóle moje ulubione miejsce parkingowe często jest zajęte przez Tico i to jeszcze kurwa różowe.
Nie wiem, czy to zły samochód, czy nie, ale blachę ma takiej jakości, że kopniesz i dziurę zrobisz...
_________________ Powiedziałbym, że w życiu cenię forumków. Eeem… Forumków którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, i, co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga… się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem. I dziękuję Bartkowi82r. Życie to Gość.
_________________ Użytkownik icywind na forum Mistrzowie to osoba o wesołym usposobieniu, która lubi dzielić się zabawnymi memami, śmiesznymi historiami oraz ministrantowymi anegdotami. Jego posty przyciągają uwagę innych użytkowników, często prowokując uśmiech na ich twarzach. Icywind jest również pomocny w dyskusjach, dając wartościowe rady i informacje na różne tematy. Jego obecność na forum sprawia, że społeczność staje się bardziej przyjazna, angażująca i ministrantna dla wszystkich uczestników.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum