Główna Poczekalnia Dodaj Moje screeny Najlepsze screeny dnia Prywatne wiadomości Zjedź najsamkurwadół Powrót do góry Forum Demotywatorów



Poprzedni temat «» Następny temat
Forum Masterum III
Autor Wiadomość
Antlion 


Dołączył: 12 Paź 2013
Posty: 1407
Skąd: Sopot

Medale: Brak

Wysłany: 2015-06-30, 23:06   Forum Masterum III

Jeszcze tej samej nocy członkowie wyprawy po powrocie do domów spakowali się i poczynili szereg przygotowań do długiej podróży, wliczając w to m. in. zakręcenie kurka z tranem oświetlającym domostwa czy zabranie jakichś małych towarzyszy podróży, takich jak mały orangutanek siostry GertRudy albo fretka Shar.
Po przespaniu się, umyciu i załatwienia niezbędnych potrzeb fizjologicznych (czyli czegoś, czego bohaterowie opowiadań fantasy prawie nigdy nie robią) podróżnicy udali się do Bramy Powitalnej, skąd mieli wyruszyć w drogę. Jak się okazało, Sharvari, rycerz Davos, Protwarz oraz Żabek vel Ząbek vel Zabek czekali już na nich i spisywali właśnie spis obecności.
Ekspedycja miała zacząć się o ósmej, jednak wiele uczestników o tej porze dopiero zaczęło wstawać i dlatego trzeba było jeszcze trochę poczekać. Niektórzy w ogóle nie przyszli – surrealistyczny artysta, wiedziony niezwykłą inspiracją ze snu, obudził się w środku nocy i zaczął malować nowe dzieło. Po pewnym czasie szczegóły snu zaczęły się jednak rozmywać, toteż wzmocnił je podejrzanym zielonym trunkiem. Jak się potem okazało, zadziałało to aż zbyt dobrze. Surrealista ubzdryngolił się tak bardzo, że nie mógł nawet posługiwać się pędzlem, a co dopiero wodzami konia. Miejska służba zdrowia zakazała mu zatem dalszego udziału w wyprawie. Weoniusz natomiast rozchorował się i nie mógł pojechać.
Reszta podróżników stawiła się na szczęście całkiem w porę, mimo że na kotkę Moni, lubiącą sobie pospać (jak to kot), trzeba było czekać aż trzy godziny. W końcu, kiedy dzwon w ratuszowym zegarze wybił pierwszą po południu, wszyscy ruszyli przez bramę na Gościniec. Gościniec był niezwykle długą i krętą drogą, prowadzącą z królestwa Forum do Krain Zewnętrznych. Niestety, sama droga nie prowadziła bezpośrednio do celu wyprawy – fortecy Mistrza Odpowiedzi, który wybrał miejsce na budowę na strasznym wygwizdowie. Sama podróż miała zająć około półtora tygodnia, przy optymistycznym założeniu, że nic nie będzie im przeszkadzać.
Po wyruszeniu towarzysze podróży postanowili się trochę lepiej poznać. Opowiadali sobie o sobie nawzajem, wymieniali się ciekawostkami i opowiadali dowcipy, często o politykach, co zresztą często kończyło się krótkotrwałymi fochami. Gorączkowo dyskutowano na przykład o wicekrólu imieniem Feudał. Inni starali się lepiej poznać.
- Hej, jak się nazywasz? - Protwarz zagadnęła żółwiowego jeźdźca.
- Antibristler. - odpowiedział Antibristler.
- Ciekawe nazwisko, nigdy takiego nie słyszałam. Jesteś nietutejszy? - zaciekawiła się dziewczyna.
- Niezupełnie. Mój dziadek pracował kiedyś w manufakturze brystolu. Został jednak wyrzucony z pracy po tym jak dowiedział się, że przy produkcji papieru w niecny sposób wykorzystywane były żółwie. Dowiedział się o tym sanzar (Pogotowie Sanitarno-Zarazowe) i wytwórnię zamknięto. Po tym incydencie dorobiono dziadkowi pseudonim „Antybrystol”. Spodobało mu się to i zmienił nazwisko. Przez dwa pokolenia ksywka uległa zniekształceniu.
- To bardzo ciekawe – przyznała Protwarz.
- Jako ciekawostkę mogę dodać, że jednym z uwolnionych przez sanzar żółwi jest właśnie mój wierzchowiec – uśmiechnął się potomek Antybrystola.
Zaczęło zmierzchać. Organizatorzy grupy zaczęli szukać odpowiedniego miejsca do przenocowania. Kapłanka Shar zaproponowała leśną polanką, najlepiej niedaleko kapliczki-paśnika, aby mogła odprawić swoje modły do jeleniej boginki. Nie wszystkim się to jednak podobało, więc Mattheus wyciągnął zza pazuchy najnowszy krzyk mody – dżipi-es, czyli tresowaną papugę ze znakomitą orientacją w terenie.
- Chcemy gdzieś spędzić noc w uczciwych warunkach, rozumiesz?
Papuga wzleciała w przestworza, aby się rozejrzeć, a po powrocie zaskrzeczała:
- Jedź prosto. Po sześciuset metrach skręć w prawo!
Mattheus triumfalnie pokłusował przed siebie. Rzeczywiście, w miejscu wytypowanym przez papugę stała mała karczma. Na jej szyldzie znajdowały się dwa skrzydła oraz nazwa „MacBed&Breakfast”. Po pozostawieniu koni, kucyków i żółwia w miejscu do tego przeznaczonym podróżnicy weszli do środka budynku. Tam przywitało ich ciepło kominka, zapach mielonych i smród tytoniu palonego przez jakiegoś mrocznego elfa siedzącego w rogu.
- Witaj, nieznajomy! Z czym przybywasz? - powitał elf wchodzącego do oberży Davosa.
- Przybywam z gromadą wygłodniałych żarłoków, którym zależy na tym, żeby zjeść i się przespać. Jesteś właścicielem? - odpowiedział rycerz.
- Nie do końca. Właściciel w tej chwili pracuje w kuchni. Ja tu jestem tylko przejazdem. Jestem Zaknefain, ale mówią na mnie po prostu Zak.
- Jestem Davos, mówią na mnie Davos. A to jest Antibristler, Sharvari, Zabek, Gertrudzia „Ruda” Małpa, Protwarz, Mattheus, Szyszek, Jankiel, V - r, Barbaruszka, Moni, Kutasiorro, Antylion i pan Inkwizytor... przepraszam, ale jak właściwie masz na imię?
- S. Lownik – przedstawił się działacz Orto Grafficus.
- Czego państwo sobie życzą? - krzyknął z kuchni właściciel karczmy.
- Wieczerzy dla piętnastu osób i noclegu... też dla piętnastu osób. - odpowiedział Zabek.
- Wieczerza będzie podana za jakiś czas, z noclegami trudniej! Przykro mi, ale tawerna ma zaledwie sześć pokoi i wasza gromadka może mieć problem z pomieszczeniem się.
- Ja tam mogę spać gdzie chcę i kiedy chcę – fuknęła Moni i demonstracyjnie zasnęła na stole.
- Zdaje się, że problem został chociaż częściowo rozwiązany – roześmiał się V - r i dodał coś od siebie – ja również mogę zrezygnować z miękkiego posłania! Prawdziwy wojownik może spać i na kamieniu!
- Jakby co, to zapraszam miłe panienki do siebie – powiedział Zak – u mnie zawsze znajdzie się trochę miejsca dla płci pięknej.
Panienki podziękowały. W końcu ustalono, że w czterech pokojach będą spać po trzy osoby, a piąty będzie zamieszkany przez Barbaruszkę. Ludzie wybrali sobie jednak miejsca według własnych upodobań. Wkrótce podano kolację. Oberżystą okazał się być bardzo wysoki młodzian z karteczką mówiącą „Cześć, jestem Macbed” przypiętą do kubraka.
Po sutej wieczerzy wszyscy poszli spać. Następnego ranka dowódcy wyprawy zapłacili za wszystko i popędzili podróżników, aby wyjechać jak najwcześniej, z czego nie każdy był zadowolony.
Dzień był piękny, ciepły i słoneczny. Na niebie widać było kłębiaste chmurki i cieszące oko przelatujące klucze niebieskich budek policyjnych. Przy drodze stały urocze jasnowłose dziewczynki sprzedające pomidory. Przez gościniec przed członkami podróży regularnie przebiegały zające, sarny, jeże oraz ludzie z białymi turbanami na głowie – zaraz, co?
- Łallachułakbar! - rozległ się donośny okrzyk i na drodze doszło do gwałtownej i głośnej eksplozji. Konie podróżników spanikowały i pozrzucały swoich właścicieli z siodeł. Moni się obudziła. Żółw schował się do skorupy.
- Oddawać hajs i kosztowności albo zaraz pójdziecie spotkać się ze stwórcą! I to bez bonusu w postaci siedemdziesięciu dwóch dziewic! - krzyknął rozbójnik który wyłonił się z zasłony dymnej wywołanej przez wybuch. Był ubrany w białe szaty i nosił czarne binokle z ciemnymi soczewkami. Na talii miał założony skórzany pas z mieszkami pełnymi czarnego prochu. Wyciągnął bułat i pogroził nim podróżnikom. W odpowiedzi zobaczył kilka wyciągniętych ku niemu ostrzy.
- Ha! Myślicie że lękam się waszych noży do masła? - zaśmiał się zbój – Jam jest Mackers, rozbójnik kształcony i dyplomowany i żadnym mieczom się nie kłaniam!
W tym momencie Ordo Grafficus wyciągnął rozgrzaną patelnię ze skwierczącym bekonem. Mackersowi skrzywiła się mina, następnie upuścił bułat i podniósł ręce do góry.
- No dobra, poddaję się! Rany Boskie, musieliście tak od razu z grubej rury wyjeżdżać? To niehumanitarne! - jęczał zbójnik podczas gdy podróżnicy częstowali się smażonym boczkiem.
Zbójowi związano ręce i przywiązano go do przydrożnego drzewa, żeby nie próbował podążać za wyprawą, jednak jednocześnie niezbyt mocno, żeby mógł się potem jakoś uwolnić. W końcu nikogo nie zabił.
- Powiedzcie mi tylko, dokąd wy w ogóle jedziecie? W stronę którą podążacie nie ma już chyba żadnej cywilizacji! - żachnął się Mackers.
- To nie twoja sprawa, mógłbyś nam przeszkodzić w naszych planach – odpowiedziała Shar.
- Chyba że idziecie do... nie, to wariactwo. Nie zamierzacie chyba udać się do starej fortecy Answeriusza? - uparcie kontynuował dyplomowany zbój. Uczestnicy wyprawy zbyli go wymownym milczeniem i odjechali.
Po dwóch dniach wędrówki okazało się, że Mackers miał rację. Podróżnicy przejeżdżali przez prawdziwe przedpiekle. Z krajobrazu zniknęły lasy i małe wiejskie chatki, nie można było uświadczyć nawet przyzwoitej łąki. Wszędzie rozpościerała się skalista pustynia. Jak okiem sięgnąć aż po horyzont rozciągała się zwietrzona skorupa poprzerywana wysokimi, stromymi górami. Po skalnych równinach grasowały wilki chodnikowe (Canis bok). W głowach panowało nieprzyjemne buczenie – w okolicy znajdowały się naturalne wrota do innych wymiarów. Ich nieujarzmiona energia wypromieniowywała do otaczającego ich środowiska – to właśnie one odpowiadały za straszny stan krajobrazu. Dotychczasowa brukowana, a następnie polna droga zmieniła się w wykuty w podłożu gładki chodnik. Postanowiono jak najprędzej przeprawić się przez pustkowia, aby nie nabawić się jakiejś paskudnej mutacji wywołanej przez promieniowanie portali.
Wkrótce zapadła noc. Ze względu na brak drewna czy jakiegokolwiek palnego materiału w okolicy, nie rozpalono ogniska. Noc na pustyni była przeraźliwie zimna, jedynymi źródłami światła były gwiazdy, Księżyc i nieliczne pulsujące energią portale. Nazajutrz po pobudce wszyscy byli porządnie zmarznięci. Zabierano się właśnie do wymarszu, gdy nagle Qutasiorro zauważył coś niespodziewanego: niedaleko nich na kamieniu siedziała samotna postać z bagażem.
Pomimo tego, że była ona z grubsza humanoidalna, była to bardzo dziwna istota. Całe jej ciało było pokryte czerwonym chitynowym pancerzem, ponadto posiadała odwłok z żądłem, co upodabniało ją do wielkiego dwunożnego skorpiona. Na środku jej czoła znajdowało się pojedyncze duże pomarańczowe oko z pionową kocią źrenicą. Dziwne stworzenie było ubrane w dziwną, trójkątną przepaskę na biodrach oraz w kapotę ze skóry orki. Na głowie miała ciemną czapkę z trzema piórkami.
- Halo? Kim jesteś? - zwrócił się do nieznajomego Zabek.
- Zwą mnie Obserwatorem, ale przyjaciele mogą mówić „Widzu” - odpowiedział stwór.
- Obserwatorem? A czemuż to tak? - zdziwił się rycerz z herbem rzekotki.
- To przez oko. - odpowiedział Widzu.
- Co to takiego? - zapytał się Qutasiorro, po czym wyjął szpadą z bagażu Widza kawałek materiału w kształcie półmiska.
- To slipy, szczyt mody bieliźnianej w planie z którego pochodzę... nie grzebać mi w rzeczach! - krzyknął Widzu.
- O, kaganek! Odmrażałem sobie tyłek całą noc, lepiej żeby działał – prychnął Jankiel, wyjmując kolejny przedmiot z torby przybysza.
Widzu zaprotestował, ale Jankiel wziął do ręki jasnoniebieski kaganek i próbował go zapalić.
Nagle kaganek wyszarpnął się z jego dłoni i upadł na ziemię, wydzielając jakiś dziwny gaz. Zapachniało serem i wszystkim zrobiło się nagle jeszcze chłodniej niż poprzednio. Gaz zaczął zbijać się w kłąb, który uformował się następnie w postać człowieka z niebieskimi, rozczochranymi włosami.
- Cześć wszystkim, jestem Icek – przywitał się mieszkaniec kaganka.
- Jesteś dżinem? - zapytała Moni, zaskoczona jak reszta drużyny.
- Niezupełnie, jest żywiołakiem powietrza – wtrącił się Widzu.
- Oraz sera, nie zapomnij o serze – dodał Icek.
- No dobrze, wszyscy się już chyba przedstawili i poznali, czy możemy już jechać? - niecierpliwie żachnął się Davos. Był zmartwiony tym, że wchodzący w skład prowiantu chleb zaczął przejawiać objawy mutacji przez pojawienie się zielonych pęcherzy w miąższu.
- Chcecie z nami się zabrać? Będzie fajnie – powiedziała Barbaruszka do Widza i Icka.
- Czemu nie, tylko że ja nie mogę zbyt daleko podróżować – odparł Widzu.
Wszyscy spakowali się i ruszyli. Jakoż niedługo zaczęły pojawiać się oznaki życia (takie jak kępy trawy czy pojedyncze drzewa) i ponury, monotonny krajobraz pustyni przerodził się w równiny, a następnie w las. Kiedy dotarto do lasu wyrzucono skażony prowiant i wyruszono na poszukiwanie świeżej żywności oraz suchego drewna na opał. Udało się to zrobić przed zmrokiem. Gdy powrócono do miejsca, w którym zostawiono bagaż oczom podróżników ukazał się istny kataklizm. Całe obozowisko zostało zawalone kawałkami żółtego sera. Na początku nie rozumiano, skąd mogło znaleźć się tu aż tyle sera, ale po chwili przypomniano sobie o magicznych umiejętnościach jednego z przybyszów. Szybko znaleziono podejrzanego. Icek nie wyjaśnił dlaczego to zrobił, krzyknął jedynie „Serwolucja!”. Przywódcy wyprawy głosowali za wygnaniem nie tylko Icka, ale również Obserwatora, za to że to on przyprowadził go ze sobą. Reszta stwierdziła jednak, że to, co zrobił żywiołak było w gruncie rzeczy pożyteczne – ser to w końcu jedzenie. Niesfornego serwolucjonistę i jego towarzysza zatem uniewinniono. Jedyną osobą która nie głosowała był Qutasiorro – zjadł on trochę ickowego sera i dopiero wtedy odkrył swoją nietolerancję laktozy. Nie mógł on podróżować dalej, w związku z czym musiał się wycofać do najbliższego miasta.
Nazajutrz kontynuowano podróż. W celu przedostania się w miejsce, gdzie Answeriusz wybudował swą twierdzę, trzeba było przejść przez grząskie i niebezpieczne bagna, które znajdowały się w centrum lasu. Puszcza była zbyt ogromna, żeby można było ją ominąć, trzeba było zatem iść przez mokradła.
Poszycie było niesamowicie gęste i cieszył się z tego tylko Szyszek. Najprawdopodobniej nikt nigdy nie ściął tu nawet jednego drzewa. Podróżnicy karczowali sobie drogę swoimi ostrzami. Nieoceniony w tym wypadku stał się topór V - r, który do rąbania roślinności nadawał się o wiele lepiej niż jakikolwiek miecz. Nagle stojąca mniej więcej na czele kolumny Protwarz zatrzymała się i zdawała się nasłuchiwać. Ze względu na brak wzroku i węchu jej rasa bardzo rozwinęła zmysł słuchu i tajemniczy szósty zmysł, który pozwalał na wykrywanie pobliskich żywych stworzeń. Nagle wyciągnęła zza pasa ostrze i ostrzegła innych, żeby przygotowali się do walki. Zapadła cisza. Nagle z pobliskiego drzewa na Szyszka z impetem spadło jakieś duże zwierzę. Zwierzę miało metr dziewięćdziesiąt wzrostu i przypominało monstrualną rudą wiewiórkę z wielkimi przednimi zębiskami. Był to JemSzyszki, stworzenie które w swym niepohamowanym głodzie doszczętnie wytępiło cały rzadki gatunek Szyszków, oprócz ostatniego osobnika, na którego głowie był w tej chwili. JemSzyszki wbijał ogromne i twarde jak stal siekacze w łuski Szyszka i systematycznie je odgryzał, jednocześnie z diabelską zwinnością unikając miażdżących ciosów zaatakowanego. Wszyscy rzucili się Szyszkowi na pomoc, jednak ten zręcznie unikał mieczy i wgryzał się coraz głębiej, aż do głowy Szyszka. Wtedy, gdy tragedia wydawała się nieunikniona, Zabkowi udało się odciąć puchatą kitę napastnika. Pozbawiony części ciała która pomagała zachować balans Jem Szyszki zatrząsł się i dał się trafić sękatą łapą Szyszka. Oszołomiony i ogłuszony wiewiór wpadł w trzęsawisko. Rozwścieczony Szyszek wdepnął go głębiej w błoto.
Po tym wydarzeniu postanowiono jak najszybciej zabierać się z bagna. Niestety, grząska maź uwięziła wszystkich walczących i wciągała ich coraz głębiej. Szarpanie się i wierzganie tylko pogarszało sprawę. Kiedy morale spadły niemal do zera, podróżnicy zostali uratowani przez niespodziewanego wybawcę. Widzu postanowił użyć swojej najstraszniejszej broni i opowiedział kilka sucharów.
- Kiedy góral ma kaca ? Mazowsze.
- Co robi traktor u fryzjera? Warkocze.
- Jak się czuje człowiek bez rąk? Niezręcznie.
Całe mokradło w promieniu dziewiętnastu metrów zaczęło parować, aż w końcu podróżnicy stali po kostki w suchym jak wiór pyle i resztkach roślinności.
Love zaklęła paskudnie.
- Jezu Chryste, ratuj – jęknął V - r.
- O Boże – powiedział Icek.
- A nieh mnie kóle bijom – stęknął Ordo Grafficus.
Po odzyskaniu co najmniej dwóch litrów wody w organizmach ruszono dalej. Nagle zauważono, że Widzu zostaje w tyle. Zapytano go, dlaczego nie idzie dalej.
- Nie mogę iść dalej. Został na mnie rzucony urok, zgodnie z którym nie mogę wychodzić dalej niż trzydzieści kilometrów od punktu wyjścia z mojego portalu. Żegnajcie.
I poszedł.
Widać było już górską twierdzę Answeriusza. Rytuały otwierające bramę zamku nie były potrzebne, gdyż z jakiegoś powodu była ona otwarta. Po wejściu do zamkowej krypty, gdzie był przechowywany święty granat ręczny, dowództwo grupy ogarnęło przerażenie – artefaktu nie było! Rozpoczęto gorączkowe poszukiwania, ale przerwały je usłyszane zza pleców aż zbyt dobrze znane słowa, słowa których nikt nie spodziewał się tutaj usłyszeć:
- Dzieeeń dobry!


Koniec części trzeciej.
 
 
ChodnikowyWilk 
Junior Admin
Nie taki jak kiedyś


Wiek: 28
Dołączył: 21 Wrz 2013
Posty: 13544
Skąd: Kraków

Medale: 12 (Więcej...)

Wysłany: 2015-06-30, 23:22   

Dzieeeeen dobry :-D

Ciekawe, nie powiem :P
 
 
Davos 
Überszlachta
Freeeedooooom!


Wiek: Tak
Dołączył: 18 Wrz 2013
Posty: 23587
Skąd: Litwini wracają?

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2015-07-01, 03:03   

Fajne :D Ciekawie powplatałeś różne forumowe wątki :git:
Czekam na kolejną część :)
_________________
 
 
Mackers 


Wiek: .
Dołączył: 12 Lip 2014
Posty: 7362

Medale: 9 (Więcej...)

Wysłany: 2015-07-01, 07:03   

Dobra robota, czekam na kolejną część.
 
 
Antybristler 
Loża Szyderców+


Wiek: Tak
Dołączył: 25 Wrz 2013
Posty: 5407

Medale: 18 (Więcej...)

Wysłany: 2015-07-01, 11:33   

Bardzo fajne opowiadanie :D
 
 
ProFace 
Szlachta


Dołączył: 20 Wrz 2013
Posty: 2885

Medale: 7 (Więcej...)

Wysłany: 2015-07-01, 13:49   

Podzielam zdanie powyższych użytkowników : D Moja rasa xD
_________________
 
 
Moris299 
Człowiek-Węgiel
Deus Ex Machinae


Wiek: 299
Dołączyła: 20 Wrz 2013
Posty: 20016
Skąd: Novigrad

Medale: 33 (Więcej...)

Ostrzeżeń:
 1/3/5
Wysłany: 2015-07-01, 18:07   

_________________
Ostatnio zmieniony przez Moris299 2018-11-21, 12:50, w całości zmieniany 6 razy  
 
 
Mackers 


Wiek: .
Dołączył: 12 Lip 2014
Posty: 7362

Medale: 9 (Więcej...)

Wysłany: 2015-07-01, 18:16   

Moris299 napisał/a:
próbuje przełamać mój strach do długich tekstów ale to nie jest łatwe

Tak, ten tekst pochłonie twoje gałki oczne i następnie strawi.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Czy wiesz, że...

Strona wygenerowana w 0.093 sekundy. Zapytań do SQL: 16