Główna Poczekalnia Dodaj Moje screeny Najlepsze screeny dnia Prywatne wiadomości Zjedź najsamkurwadół Powrót do góry Forum Demotywatorów



Poprzedni temat «» Następny temat
Mistrzowie - Historia prawdziwa
Autor Wiadomość
Davos 
Überszlachta
Freeeedooooom!


Wiek: Tak
Dołączył: 18 Wrz 2013
Posty: 23587
Skąd: Litwini wracają?

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 00:28   Mistrzowie - Historia prawdziwa

Hej!
Odkurzam stary dział.
Właśnie stuknął mi post nr 2000 i z tej okazji postanowiłem przygotować coś specjalnego. Konkretnie napisałem opowiadanie o Was wszystkich :P (no, prawie wszystkich).
Mam nadzieję, że znajdziecie czas i chęć, by to przeczytać i że się Wam spodoba :)

P.S. Ze względu na przekroczenie dozwolonej liczby znaków w jednym poście musiałem opowiadanie rozdzielić na 2 części

P.S.2 - Ze względu na cenzurę w kilku wulgaryzmach wstawiłem kropki.

Mistrzowie - Historia prawdziwa

Było zimne, jesienne popołudnie. Siąpił deszcz. Przez gęsty las jechało traktem czterech jeźdźców na koniach. Nagle wyjechali na rozstaj dróg, przy którym ich oczom ukazał się jakiś okazały drewniany budynek.
- Gospoda - stwierdził najstarszy z nich, jako jedyny mający też brodę - W samą porę, bo od tego cholernego deszczu przemokłem od czubka głowy aż po same gacie. Jedziemy już dobre kilka godzin. Co powiecie na to, żeby się tu posilić i oczywiście napić czegoś mocniejszego?
Pozostali przyjęli propozycję z ochotą. Gospoda wyglądała zachęcająco, a następna mogła znajdować się wiele mil dalej i jeźdźcy mogli do niej nie dojechać przed zmrokiem. W okolicy zaś można było natknąć się na zbójów, grasantów, a nawet na czające się w gęstwinie leśnej potwory. Nocowanie pod gołym niebem nie byłoby najlepszym pomysłem.
Gdy byli już przy samej karczmie, zsiedli z koni i oddali wodze pachołkom stajennym. Jeden z czterech kompanów od razu gdzieś pobiegł. Pozostała trójka skierowała się ku wejściu. Napis na szyldzie nad drzwiami głosił: "Pod ciętą ripostą".
- Hm, ciekawe - stwierdził brodacz, otwierając drzwi.
W środku znajdowała się wielka izba, w której umiejscowione były stoły. Z przodu stała lada, za którą kręcił się karczmarz. W głębi izby widać było schody, najpewniej prowadzące do pokojów dla gości na piętrze. Nieco na uboczu umiejscowione było palenisko, na którym z głośnym skwierczeniem płonęło kilka dużych szczap drewna. Przyjemne ciepło wypełniało całą izbę, co było miłą odmianą od brzydkiej aury panującej na zewnątrz. W środku znajdowało się dosyć sporo ludzi. Panował wesoły gwar.
- Witajcie serdecznie, zacni goście! - powitał ich ubrany w biały fartuch karczmarz, który zjawił się przy nich, gdy tylko weszli do środka - Nazywam się Bartłomiej i jestem gospodarzem tej oberży.
- Bardzo nam miło - odparł brodacz. Jestem Jankiel, zwany Kindybalistą, a to moi dwaj towarzysze: Widzu z Sucharzewa oraz człowiek, który zwać się chce per Icywind.
- Ser Icywind - sprostował ten ostatni.
- Nie masz tytułu szlacheckiego - przypomniał mu Widzu.
- Ale bardzo lubię ser - zaprotestował Icywind.
- Zatem zaraz każę go podać - wtrącił się Bartłomiej z uśmiechem. I dodał: - Który stolik panowie wybierają?
- Też pytanie - odparł wesoło Jankiel - Oczywiście ten przy ladzie, nie będzie trzeba nosić daleko trunków, a wypić mam dziś zamiar dużo. Suszy mnie jak skur.wysyn!
- Oczywiście - uśmiechnął się karczmarz. - Znam to uczucie. Proszę za mną.
Gdy już doszli do stolika, gospodarz zapytał:
- Czym mogę służyć? Jadłem, popitkiem, noclegiem?
- Zapewne wszystkim z wyżej wymienionych - odparł Jankiel. - Nocleg na pewno się przyda. Raczej już dziś stąd się nie ruszymy - dodał, spoglądając za okno. - Ale teraz pilno nam coś zjeść. I wypić - mrugnął do karczmarza. - Co tam macie ciekawego, panie Bartłomieju?
- Po prostu: Bartłomieju, jeśli łaska. W tej gospodzie zwracamy się do siebie po imieniu.
- Podoba mi się ta familiarna atmosfera. - odrzekł brodacz. - Zatem i do nas prosimy się zwracać po imieniu. Czy też po przydomkach. Nie macie nic przeciwko? - zwrócił się do kompanów Jankiel. Widzu i Icywind potwierdzili, że nie mają.
- Świetnie - ucieszył się Bartłomiej. - A wracając do pytania: Jeśli chodzi o jadło, naszą specjalnością jest ostry gulasz, z porządną mięsną wkładką i podawanym do tego chrupiącym chlebem. Polecam też udziec z dzika opiekany na rożnie, polany sosem musztardowym. Do picia zaś mamy wyjątkowo przednie trunki alkoholowe: piwo wytworzone przez Slonxa Piwowara i wino od Milo Gorzelnika. Z bezalkoholowych trunków serwujemy miód pitny, soki wyciskane ze świeżych owoców i wodę. Co zatem podać?
- Dla mnie gulasz i piwo na początek - poprosił Jankiel - potem się jeszcze coś zamówi.
- Ja poproszę gulasz i miód - powiedział Widzu.
- Widzu, ty to powinieneś zamówić sobie suchary - zaśmiał się brodacz.
- A dla mnie ser. Dużo sera! - zażyczył sobie Icywind.
- W porządku, zaraz wszystko podamy - zapewnił Bartłomiej. - A tego sera ile ma być?
- No tak z dziesięć funtów co najmniej - odrzekł Icywind.
- Ile?? Chyba tyle nie mamy - zafrasował się gospodarz. - Ale mimo wszystko postaram się coś wymyślić - odrzekł.
- Aha, właśnie - przypomniał sobie Jankiel. - Prosimy jeszcze jeden gulasz i piwo. Bo prawdę rzekłszy przybyliśmy tu we czterech. Tyle, że ten czwarty zatruł się czymś i dostał permanentnej sraczki. Po drodze chyba z tuzin razy zatrzymywaliśmy się, by mógł się udać w krzaki za potrzebą. Teraz siedzi w wychodku. Jak wróci, przyda mu się ku pokrzepieniu jakaś ciepła strawa.
- Oczywiście - skłonił się gospodarz i odszedł w stronę kuchni, by zrealizować zamówienie.
Gdy kompani czekali na posiłek, zajęli się rozmową.
- Dość już mam tej jazdy konno - zastękał Widzu - cały jestem obolały.
- Mnie tam tylko dupa zdrętwiała - stwierdził rozbrajająco Jankiel. - Poza tym czuję się świetnie - dodał z uśmiechem.
- Z tą dupą lepiej się nie chwalić tak głośno - zasugerował Widzu. - Ktoś mógłby stwierdzić, że to wcale nie od siedzenia w siodle...
- No, no, panie Widzu, bo się zdenerwujemy! - odrzekł szybko Jankiel. - A kiedy się denerwujemy, jesteśmy skłonni do przylania komuś w pysk. Ręce mi nie zdrętwiały.
- Spokojnie, to był tylko żart - zapewnił skwapliwie Widzu. - Ech, ludzie już poczucia humoru nie mają...
- Ty i te Twoje żarty Widzu...
- Mnie też podróż dała się we znaki - wtrącił Icywind - Już prawie nie czuję nóg.
- To powąchaj moje.
- Ech, Widzu...
Pojawił się Bartłomiej niosąc zamówione wiktuały. Kompani bez zbędnej zwłoki zabrali się do konsumpcji. I do picia.
- Zaiste, wyborne piwo - zachwycił się Jankiel, unosząc w górę kufel i przyglądając się jego pięknej, złocistej barwie. - Gulasz również wyśmienity. Słowa uznania dla kucharza cny gospodarzu.
- Przekażę - odpowiedział uśmiechnięty Bartłomiej.
- A może zechcesz dosiąść się do naszego stolika i wychylić z nami kufelek? - zaproponował Jankiel. - Wygląda na to, że znasz tu większość gości. Mógłbyś nam coś o nich opowiedzieć.
- Z miłą chęcią - ucieszył się karczmarz - Tylko sobie naleję. A zatem - podjął, gdy już się do nich dosiadł. - prezentację zacznę od osób, które tu pracują. Te dwie dziewczyny przy stoliku po lewej pomagają mi w prowadzeniu tej gospody. Pilnują też u nas porządku.
Kompani spojrzeli we wskazanym kierunku i przyjrzeli się bliżej.
- Ładne - stwierdził Widzu.
- Takie pracownice, to ja rozumiem Bartłomieju! - dodał Jankiel.
- Ano - odparł zadowolony oberżysta. I, nieco ściszonym głosem, podjął: - Ta o kasztanowych włosach, z człowiekiem o skośnych oczach w herbie, pochodzi z grodu na północy. Jak sama twierdzi, ma wśród przodków Tatara. Lubi krainy orientu na Dalekim Wschodzie. Nawet włada ichniejszym językiem. Potrafi przywołać do porządku, choć tak naprawdę to sama miłość. Ponoć mężatka, ale nikt nigdy nie widział jej męża. Zwie się Katarzyna, dla przyjaciół Kasia.
- Ta druga zaś, rudowłosa - ciągnął Bartłomiej, wziąwszy uprzednio spory łyk piwa - pochodzi z południa. W herbie ma jelenia w porożu. Ma cięty język, a i przypierdzielić potrafi, kiedy trzeba.
- Ona? - rzekł z pewnym powątpiewaniem w głosie Icywind. - Wygląda dość niepozornie.
- Jeden zbrojny też tak stwierdził, kiedy wszczął po pijaku awanturę, dopóki ona nie zdzieliła go po pysku - zaśmiał się Bartłomiej. - Ma kostur wykonany z jeleniego poroża i potrafi się nim całkiem nieźle posługiwać. Często zmienia fryzury i przydomki. Na imię ma Sandra, ale my nazywamy ją Sharvari, dla odróżnienia od innej Sandry, która też tu sporo przesiaduje. Mówi, że niedługo opuści nasze królestwo i uda się na północ na wyspy, do Brytanii. Szkoda by było - westchnął - Tam teraz więcej Saracenów niż Brytów.
- To prawda, też o tych Saracenach słyszałem - potwierdził Jankiel. - Kozy i owce w Brytanii muszą mieć się na baczności.
W tym momencie w drzwiach gospody pojawił się blady jegomość o skośnych oczach.
- No nareszcie! - zawołał Jankiel - Już myślałem, żeś się w tym kiblu zaklinował i wyjść nie możesz. Podejdźże do nas i siadaj, gulasz ci stygnie, a i piwo nie może się zmarnować.
- Dzięki - powiedział słabym głosem nowoprzybyły, gdy już zasiadł za stołem i przywitał się z gospodarzem. - Jestem chyba lżejszy o dobre kilka funtów wagi - podjął, zabierając się za gulasz.
- Kiepsko wyglądasz - stwierdził Icywind, obżerając się serem. - Powinieneś zjeść coś lżejszego, a zamiast piwa wypić wodę, bo się odwodnisz.
- A gówno! - uniósł się skośnooki - jeszcze tylko diety mi brakuje do szczęścia. Piwa sobie nie odmówię!
- Gówno to słowo, które do Ciebie dziś pasuje idealnie - zażartował Widzu. - Jak tak dalej pójdzie, to wymyślą Tobie jakiś przydomek. Może, hm Kupcio? Pan Sraczka? Robię Kupę? Albo coś w tym stylu.
- Bardzo śmieszne - odparł skośnooki. - Pogadamy, jak sam dostaniesz takiej sraczki, że ludzie ze względu na zapach będą bali się podchodzić do wychodka na odległość bliższą niż strzał z łuku.
- Nasz kompan - wyjaśnił Jankiel - jak widać pewnie po wyglądzie, pochodzi z Dalekiego Wschodu, ale wychował się w naszym królestwie i zna naszą mowę. Rysy ma jednak obcokrajowca.
- Mnie tam się podobają - wtrąciła się do rozmowy Kasia. - Lubię ten typ urody.
Skośnooki zarumienił się, podziękował uśmiechem za komplement i wrócił do gulaszu.
- No dobra - Jankiel zwrócił się do gospodarza - wróćmy do opowieści o zebranych w tej gospodzie ludziach. I przy okazji proszę o kolejny kufel tego złocistego trunku, jeśli łaska.
- Służę uprzejmie - Bartłomiej nalał piwo Jankielowi i przy okazji sobie również. - Kolejna osoba, która u nas pracuje to ten młodzieniec - karczmarz wskazał palcem chłopaka dokładającego właśnie kolejne szczapy do ogniska - Nie wiemy jak ma na imię, ale strasznie nie lubi, jak ktoś popełnia błędy w wypowiedziach. Często go wtedy poprawia i z tego powodu nazywamy go Słownikiem. To od nazwy rękopisu, który zawiera zasady ortografii. Można go zobaczyć w stolicy.
- Obiło mi się coś o uszy... - zaczął Jankiel.
- To pewnie jakaś mucha - wtrącił żartobliwie Widzu.
- Ech Widzu... - westchnął Jankiel. I dokończył - Lubię rękopisy, ale takie, które opowiadają jakieś historie, albo czegoś naprawdę uczą. Ortografia? Kto na to będzie tracić czas? Wolę już się napić - rzekł, dopijając piwo i zamawiając następne. - Cholera, Icy, mógłbyś tak nie mlaskać?
- Wybacz - Icywind lekko się zawstydził. - Ten ser jest taki pyszny... Czy to już wszyscy, którzy tu pracują? - Zapytał szybko, chcąc zmienić temat.
- Nie, jest jeszcze jeden - odpowiedział oberżysta. - Pochodzi z dalekiej północy. Często maluje twarz na niebiesko i chodzi w sukniach. Do tego dużo krzyczy, najczęściej o wolności i takie tam. Dziś go nie ma, pojechał na zawody grania na dudach.
- Mówisz, że chodzi pomalowany, do tego w sukniach? - Zaśmiał się szyderczo Jankiel. - Zaiste, to musi być ciekawy widok. - dodał, z wyraźną kpiną w głosie.
- W jego kraju to ponoć normalne. - wskazał Bartłomiej.
- A co z kucharzem? - zapytał Widzu.
- Ach, kucharz. - karczmarz uśmiechnął się szeroko - Ten to jest ciekawy przypadek. Nazywamy go WLSZ.
- WLSZ? - zdziwił się Jankiel. - Ani to imię, ani przydomek. Bardziej by pasowało na hasło, dajmy na to na zniżkę u kur.ew w burdelu - zakpił. Pozostali zaśmiali się głośno.
- Bo widzicie - odparł wesoło gospodarz - znaleźliśmy go kiedyś w przydrożnym rowie, nawalonego jak jasna cholera. Pytaliśmy go o imię, ale jedyne co zdołał wybełkotać to właśnie: WLSZ. Szkoda nam było biedaka więc zabraliśmy go ze sobą, co by wytrzeźwiał w jakimś przyjemniejszym miejscu niż kłujące w dupę krzaki. Cały wóz nam zarzygał, ale potem bardzo przepraszał, a wóz przecie można umyć, mam rację? Tak czy owak, libacja musiała być naprawdę solidna, bo nawet kiedy ów jegomość wytrzeźwiał, nie był w stanie powiedzieć, jak się nazywa, ani gdzie mieszka. Okazało się jednak, że potrafi gotować i to wcale niezgorzej więc został u nas i pracuje jako kucharz. A gulasz zły nie jest, mam rację?
- Jest świetny! - zapewnili jednocześnie Jankiel, Widzu i skośnooki, który bardzo powoli sączył piwo.
No dobra - Bartłomiej podał trzeci już kufel piwa Jankielowi. O sobie również nie zapomniał. - Znacie już moich pomocników, czas na gości. Pozwólcie tylko, że sobie łyknę. Ach, cudowne... A teraz do rzeczy - oberżysta otarł pianę z ust. - Ten młodzian przy stole obok was to Ząbek. Taki daliśmy mu przydomek, gdy kiedyś wyrżnął o próg i tak przydzwonił głową o podłogę, że stracił kawałek zęba. Poza tym na szczęście nic mu się nie stało. Często tu siedzi, najczęściej dość przygnębiony. Staramy się poprawić mu nastrój, ale bez widocznego efektu. Hej Ząbek! - zawołał. - Rozchmurz no się!
- Spróbuję - zapewnił zagadnięty i uśmiechnął się, choć jakoś tak smutno.
- Przy następnym stole - kontynuował karczmarz - siedzi gość o dość dziwnym i trudnym dla nas do wymówienia przezwisku, dlatego my nazywamy go po prostu Antek. W herbie, jak widzicie ma żółwia. Ponoć jego rodzina zajmuje się ich hodowlą. Nie wiem, czy to prawda, ale faktem jest, że Antek może o nich opowiadać godzinami.
- Też lubię żółwie - przyznał Jankiel - pod warunkiem, że są dobrze dogotowane.
- To barbarzyństwo! - wykrzyknął z oburzeniem Antek, który to usłyszał. - Jak można jeść tak fenomenalne gady!
- Spokojnie, tylko żartowałem, nigdy ich nie jadłem - zapewnił go Jankiel, choć w jego głosie nie do końca było słychać szczerość.
- Ta dziewczyna u boku Antka - ciągnął oberżysta - to jego luba, a zwie się Kalipso.
- Jak ta bogini sztormów? - zapytał Icywind.
- Dokładnie - odparł Bartłomiej i ściszył głos. - Antek często mawia, że wolałby już spędzić noc na łajbie podczas sztormu niż odczuć na sobie gniew jego lubej - dodał, ale nadal cicho. - Oczywiście mówi tak tylko wtedy, kiedy przychodzi tu sam, a jej nie ma nigdzie w pobliżu - zakończył ze śmiechem.
- Ten długowłosy z lutnią siedzący na ławie obok Antka i Kalipso - podjął, dopijając piwo - to Zaknafein, tutejszy bard. Jest bratem Sharvari.
- Właściwie to nazywam się Zaknafein Do'Urden - przedstawił się wyżej wymieniony. - Miło mi.
- Nam również - odparł Jankiel - A nie ma od tego jakiegoś skrótu?
- Ano właśnie - podchwycił Widzu. - Ciężko to spamiętać - zamarudził.
- Mówcie mi po prostu Zak, tak jak pozostali - zaproponował uprzejmie długowłosy.
- No to naszego barda już znacie - podsumował Bartłomiej. - A jego towarzyszka ma na imię Sandra.
- Jak Sharvari? - wtrącił Widzu.
- Dokładnie. Ale ta Sandra nie ma żadnego przezwiska więc wołamy ją po imieniu. Prawdę rzekłszy, dziewczyna jest, hmm, dosyć osobliwa.
- Ma strasznie potargane włosy - zauważył Jankiel.
- Wpadła dziś do studni - wyjaśnił karczmarz. - Już trzeci raz w tym tygodniu. A jest dopiero wtorek. Często jej się to zdarza. Może to jakiś problem z zaburzonym błędnikiem i trudnością z utrzymaniem równowagi, cholera wie. Chociaż wygląda na to, że studnia wyjątkowo jej się podoba. Czasem nawet nie chce stamtąd wyjść.
- Faktycznie dosyć dziwne - Jankiel wpatrywał się podejrzliwie w dziewczynę o potarganych włosach. - Znam wielu ludzi, którzy godzinami przesiadują w burdelu. Ale żeby w studni?
- Nie ma powodów do obaw - zapewnił gospodarz, wpatrując się ze smutkiem w pusty kufel i próbując wyłuskać z niego jeszcze choćby kroplę piwa. - Sandra jest wyjątkowo łagodna. Nie je nawet mięsa. Przesiaduje też u nas całymi dniami i nocami, najczęściej z Zakiem. To właśnie on ją najczęściej wyławia. Ci dwoje chyba czują do siebie miętę.
- Za Zakiem i Sandrą - Bartłomiej przeciągnął się na krześle - siedzi pod ścianą Moris. To nasz miejscowy archeolog. Trzeba mu oddać, że jest dobry w tym, co robi. Potrafi odkopać to, o czym inni już dawno zapomnieli. Za swoje zasługi dostał nawet od burmistrza pozłacaną łopatę.
- No dobra - karczmarz wstał. - Zanim przedstawię wam innych, trzeba by się wpierw napić. Co powiecie na wino ryżowe, zacni panowie? Prosto od Milo Gorzelnika, polecam.
Jankiel z ochotą przystał na tę propozycję. Widzu i Icywind poprosili o miód. Skośnooki uprzejmie odmówił, gdyż wciąż męczył się z, zimnym już teraz, gulaszem. Piwa upił ledwo ćwierć kufla. Gospodarz poszedł zrealizować zamówienie, ciesząc się w duchu, że Icywind nie zamówił soku serowego albo czegoś równie paskudnego. Po bardzo krótkiej chwili wrócił, niosąc zamówione trunki.
- No to teraz - podjął, stawiając napoje na stole - czas na pozostałych. Ten mężczyzna, który siedzi pośrodku sali to Krzychu. Miejscowy. Niektórzy mówią na niego Bryllant. Nam kazał do siebie mówić: Ismailes. Poczciwy z niego chłopina, chociaż często zdarza mu się prawić banały. Ten dzieciak obok niego to jego syn.
- Przy sąsiednim stole, blisko Ismailesa - Bartłomiej upił spory łyk wina - siedzi kobieta z czerwonym sierpem i młotem w herbie. Mocno zawzięta, jeśli chodzi o politykę. Ciągle wszystkim powtarza, że wszyscy ludzie są równi i tym podobne bzdety.
- To wcale nie są bzdety! - zaprotestował Icywind.
- Niech będzie - odparł oberżysta pojednawczo - nie chcę się wykłócać o politykę bo to drażliwy temat i często kończy się awanturami i rozbijaniem mebli, zwłaszcza po spożyciu pewnych trunków. A mnie mojej gospody na to za bardzo szkoda, wolę zająć się czymś przyjemniejszym niż polityka. Na przykład piciem - to rzekłszy, wlał w siebie kolejny spory haust wina. I dodał: - Ja zresztą wyznaję zasadę, że poglądy polityczne są jak dupa: każdy jakieś ma, ale to nie znaczy, że trzeba je od razu wszystkim pokazywać - podsumował. - W każdym razie, ta kobieta zwie się Redorov. Lepiej jej nie prowokować do dyskusji o polityce.
- Szkoda - rzucił kpiąco Jankiel - mógłby być niezły ubaw. Chętnie bym ją podpuścił - i widząc, że karczmarz już chce protestować, zapytał: - A ten dziwny jegomość po drugiej stronie izby w kącie?
- Ja Jestem Twoim Ojcem - odpowiedział Bartłomiej.
- Moim? Ty? - zdumiał się Jankiel i przyjrzał się swojemu rozmówcy nieco podejrzliwie. - Co to za dziwne żarty? Jesteś ode mnie, jak mniemam, starszy o ledwie kilka wiosen.
- Nie, to tylko przydomek - zaśmiał się Bartłomiej. - Tak właśnie nazywamy tamtego mężczyznę. Straszny z niego je.baka. Powiadają, że wychędożył połowę kobiet w królestwie. Drugą połowę też by próbował wychędożyć, ale nie zrobił tego ze względu na ich ojców czy mężów, a właściwie na strach przed ich mieczami. Choć prawdę mówiąc niejednemu już przyprawił rogi. Kiedyś przesiedział trzy dni na dachu stodoły w obawie przed zdradzonym mężem, który w zemście za pohańbienie żony groził mu, że urżnie mu jaja i przyrodzenie, a potem każe mu to zjeść.
- Ciekawy typ. Już go lubię - przyznał z rozbrajającą szczerością Jankiel.
- W każdym razie - zakończył gospodarz - bękartów ma tyle, że gdyby je wszystkie zebrał w jednym miejscu, mógłby z nich wystawić małą armię. Chociaż pewnie większości z nich nawet nie zna.
- A zatem wiemy już, skąd to przezwisko - odezwał się Widzu. - A ci trzej obok niego? Kim są?
- Nie znam ich za dobrze - przyznał Bartłomiej, dopijając wino - wpadają do tej oberży dosyć rzadko. Pierwszy jest dość małomówny. Zwie się Antlion. Ma herb przedzielony na pół. Po lewej stronie znajduje się czarna mrówka na białym polu, a po prawej złoty lew w polu czerwonym. Drugi gość ma w herbie wilka. Jak on go wtedy nazwał? - karczmarz podrapał się w głowę. - Chu.jowy? Nie, na pewno nie. Choinkowy? Też nie. Chodnikowy? Możliwe. Jakaś dziwna nazwa padła... W każdym razie on też nie jest zbyt rozmowny. Chociaż jeden, jedyny raz nie pomiarkował się w piciu i po pijaku zaczął wyczyniać niezłe cuda. Stali bywalcy na pewno pamiętają tamten wieczór, wesoło było wtedy. Ten trzeci zaś zwie się Matheus i pochodzi z grodu na zachodzie.
- No! - gospodarz dolał wina sobie i Jankielowi - to zostali jeszcze ci po waszej prawicy. A zatem... - Nie zdołał dokończyć, bowiem w tej samej chwili otworzyły się drzwi i ukazało się w niej dwóch chłopaków. Pierwszy wyróżniał się dużą tuszą i dziwnym ubiorem - konkretnie obcisłymi rajtuzami. W herbie miał złotą monetę. Drugi wyglądał znacznie bardziej normalnie. W herbie miał jakiegoś zwierza, nieznanego naszym kompanom. Młodzieńcy mogli mieć, jak ocenił Jankiel, piętnaście, góra szesnaście wiosen na karku.
- Dzień dobryyyyy - zawołał donośnie ten grubszy, po czym nie czekając na odpowiedź od razu skierował się do wolnego stołu, całkiem niedaleko naszych bohaterów. Jego towarzysz podążył za nim.
- Tylko nie to - stęknął Bartłomiej.
- Znasz ich? - zapytał go Jankiel.
- Owszem. To miejscowi. Ten cięższy to Wojciech, chociaż on sam siebie woli zwać Van Helsingiem. Interesuje go tylko polityka i jedzenie. No, właściwie jeszcze coś, ale wolałbym o tym nie mówić głośno. Zresztą pewnie sami się niedługo przekonacie. - karczmarz westchnął. - Co gorsza, dyskutuje o polityce równie zażarcie co Redorov, ale ma do niej przeciwne poglądy. Konkretnie wolnościowe i wolnorynkowe.
- To chyba akurat dobrze - stwierdził Jankiel.
- Wcale nie - nie zgodził się Icywind.
- Tak czy inaczej - gospodarz znów westchnął - przebywanie jednocześnie tej dwójki w jednej izbie najczęściej kończy się awanturą.
- A jego herb? - zapytał skośnooki, wreszcie kończąc gulasz.
- Moneta symbolizuje ustrój gospodarczy, o którym wciąż nawija Wojciech, chociaż nie wiemy, czy sam herb jest prawdziwy. W przeciwieństwie do herbu tego drugiego. Jak on sam twierdzi, przedstawia on pingwina, ptaka z dalekiego południa. Z tego względu nazywamy go Pingvin. Poglądy ma te same, co Wojciech, ale na szczęście nie jest tak zawzięty i nie wszczyna burd.
- Może to dlatego, że ma na szyi chustę. - wtrącił Widzu. - A wszyscy wiedzą, że klient w chuście jest mniej awanturujący się - zażartował.
- Widzu... - tym razem to Jankiel westchnął.
- Hej, gospodarzu! - zawołał nagle Wojciech - Żreć nam się chce!
- Faktycznie, ciekawy osobnik - stwierdził Jankiel drwiąco. - Zapowiada się niezwykły wieczór.
- Sami widzicie - Bartłomiej z niechęcią wstał. - Ale klient to klient, mus go obsłużyć. I zwrócił się do nowoprzybyłych: - Co podać? Do jedzenia jest gulasz. Mogę też zarządzić przygotowanie udźców z dzika.
- Może być - zgodził się Wojciech. - Muszę się porządnie nażreć. Po to tu weszłem.
- "Wszedłem" - poprawił go natychmiast Słownik, który akurat znajdował się w pobliżu.
- Ja też chętnie skosztuję tych specjałów - poprosił Pingvin.
- W porządku. A do picia co? Tylko nie mówcie, że alkohol. Jesteście za młodzi.
- A Pepsi jest? - zapytał Wojciech.
- Że co??
- Taki ciemnoniebieski napój z bąbelkami. - wyjaśnił chłopak.
- Pierwsze słyszę - gospodarz podrapał się po głowie. - Nie znam tego trunku. Ale możemy podać nasz miód. Jest wyborny.
- Niech będzie - odparł nieco rozczarowany Wojciech.
- Dla mnie też - dodał Pingvin.
Gospodarz poszedł do kuchni wydać dyspozycje.
Kompani wyjrzeli za okno. Rozpadało się na dobre. Do tego wzmógł się wiatr.
- Na zewnątrz jest brzydka pogoda - stwierdził nagle z głębi izby Ismailes. - Pada deszcz i wieje wiatr.
- Dzięki za tą cenną informację - rzuciła z przekąsem Sharvari. - Bardzo nam się przyda.
- Do usług - skłonił się Ismailes, najwyraźniej nie wyczuwając sarkazmu.
- Wkurza mnie ta pogoda - stwierdził Widzu.
- A mnie smuci - dorzucił Ząbek.
Nagle drzwi rozwarły się szeroko i pojawiła się w nich rudowłosa dziewczyna, z kolczykiem w okolicach ust.
- Ahoj! - zawołała radośnie, mimo faktu, że była cała przemoczona od deszczu.
- Witaj - odpowiedział pierwszy Jankiel, przyglądając się nieznajomej. - Co ciebie sprowadza do tej gospody w taką pogodę? Nie jest bezpiecznie podróżować samotnie gościńcem o tej porze roku. Zwłaszcza, jeśli jest się tak piękną niewiastą - dodał, mrugając do dziewczyny uwodzicielsko.
- A czego mam się bać? - zapytała rudowłosa ze śmiechem. - Pieniędzy nie noszę, a seks lubię.
Zebrani w sali rozdziawili gęby na te słowa, a dziewczyna dodała: - Poza tym nie jestem samotna.
- Nie jest - potwierdził mężczyzna, który właśnie wszedł do środka. - Ona jest ze mną.
Kompani przyjrzeli się nieznajomemu. Wyróżniał się wysokim wzrostem. Na twarzy miał sporo piegów. Najbardziej jednak zwracał uwagę kolor jego włosów. Był wręcz ognistoczerwony.
- No nie! - wykrzyknął skośnooki. - Tego świat nie widział. Rudy, a pojawia się z dziewczyną!
- Z dwoma! - wtrąciła radośnie kolejna nieznajoma, która właśnie pojawiła się w drzwiach. Miała w herbie jakieś zielone zwierzę. Uwagę zwracał jednak jej pokaźnych rozmiarów biust.
Pojawienie się rudego w towarzystwie dwóch pięknych kobiet wywołać musiało szok wśród zebranych.
- Ja pier.dolę! - wykrzyknął w zdumieniu Jankiel.
- A ja niestety nie - wtrącił się Wojciech ze smutkiem w głosie. - Ale od czego mam rękę?
Pozostali zignorowali ten komentarz. Ich uwagę nadal przyciągała osobliwa trójka. Rudy wziął właśnie pod rękę obydwie dziewczyny i dumny z siebie, uśmiechając się szeroko zaprowadził je do stołu. Ich ubranie skapywało od wody, ale oni zdawali się tego nie dostrzegać. Przysiedli się do Ząbka i tym samym znaleźli się tuż obok Jankiela i jego kompanów.
- Witaj braciszku - przywitał się rudy z Ząbkiem.
- Cześć - Ząbek wreszcie się uśmiechnął - Witam, drogie panie.
Panie odpowiedziały uśmiechem i skinieniem głowy.
- Oni są rodzeństwem? - zapytał Icywind Bartłomieja, który właśnie zjawił się przy nich, niosąc jadło i trunki.
- Owszem, Ząbek jest młodszym bratem tego o rudych włosach. - odpowiedział karczmarz - A on sam zwie się Brzozik. Jego towarzyszek nie znam.
- Dziwne przezwisko - zastanowił się Jankiel. - Od czego to?
- Od brzozy - zaśmiał się gospodarz. - A konkretnie od kory brzozowej, z której sok wyrabia i pije Brzozik.
- Ten sok ma jakieś właściwości lecznicze? - zapytał zaciekawiony skośnooki, nadal sącząc pierwsze piwo.
- Nie wiem - odparł Bartłomiej. Chyba nie. Ale za to jak się go zostawi na dłużej, to fermentuje, a wtedy robi się z niego niezły alkohol. Sam go czasem piję - uśmiechnął się z lubością. - A teraz wybaczcie - gospodarz wstał - muszę podać gulasz Wojtkowi, bo gotów jeszcze z głodu odgryźć komuś dupę.
To rzekłszy, oddalił się w stronę młodzieńców nieco już chwiejnym krokiem, biorąc po drodze solidny łyk wina.
- Panowie pozwolą, że się przedstawimy - zagadnął ich rudy. - Mnie już znacie, słyszałem że Bartłomiej wyjaśnił wam moje przezwisko. A oto moje towarzyszki: Pierwsza z nich - wskazał na rudowłosą - pochodzi z dalekiej północy, z wyspy pełnej gejzerów. Zwie się Moni Rzeźniczka.
- Groźny przydomek - stwierdził Icywind z pewną trwogą w głosie. - Jesteś może pani płatną zabójczynią?
- A skąd! - zaśmiała się Moni, pijąc wino, które gospodarz właśnie przed nimi postawił - chociaż nożami władam nieźle. Pracowałam przez pewien czas u rzeźnika i stąd ten przydomek. Prawdę mówiąc, nawet go lubię. Budzi grozę.
- Nie da się ukryć - stwierdził Icywind, z wyraźną ulgą.
- Moja druga towarzyszka - kontynuował Brzozik - pochodzi z dużego grodu na południu. Nazywamy ją Barbra.
Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie. Kompani udawali, że nie interesuje ich ani trochę jej obfity biust. Dosyć słabo im to udawanie wychodziło.
- A ten herb co przedstawia? - zapytał Widzu? - Czy to owca?
- Lama - wybuchnęła śmiechem Barbra, - Widziałeś kiedyś zieloną owcę?
- Prawdę mówiąc, to nie - Widzu oblał się rumieńcem.
- Miło nam was poznać - przywitał się brodacz. - Ja zaś jestem Jankiel, zwany Kindybalistą. A to moi konfratrzy: Widzu, Icywind i nasz skośnooki towarzysz, przybysz z dalekiego wschodu.
Wyżej wskazani skinęli głowami swoim rozmówcom.
W tym momencie Bartłomiej obwieścił donośnym głosem tak, by słyszeli go wszyscy w izbie:
- Udźce z dzika w sosie musztardowym gotowe. Kto ma chęć, niech prosi, będziemy podawać.
Ledwo skończył mówić, a już ze swego miejsca zerwał się gwałtownie Wojciech i jął biec w stronę kuchni, nadzwyczaj żwawo jak na swoją tuszę. Po drodze przez przypadek nadepnął na stopę Jankiela tak niefortunnie, że włożył w to cały swój ciężar. Brodacz sklął go szpetnie.
- Spokojnie - Bartłomiej wstrzymał Wojciecha - ten pośpiech nie jest potrzebny. Jadło zaniesiemy do stolików.
- Ale mi się chce żreć - zaprotestował Wojciech.
- Wracaj do swojego stolika i poczekaj na swoją kolej - rozkazała Sharvari. Chłopak zawrócił zrezygnowany.
Karczmarz i jego pomocnicy zajęli się zbieraniem zamówień i roznoszeniem dań. Kiedy wszystko było zrobione, Bartłomiej usiadł ponownie przy stoliku czterech kompanów.
- Długo cię nie było - stwierdził Jankiel.
- Miałem małe problemy z WLSZ. Kiedy wszedłem do kuchni, zastałem go śpiącego w pozycji pół-stojącej, opartego o kocioł z gulaszem, z rękami i głową przewieszonymi nad zupą. I tak dobrze, że do niej nie wpadł.
- Aż tak jest zmęczony? Może nie dosypia? - chciał wiedzieć Icywind.
- A skąd - oberżysta machnął ręką. - To nie problemy ze snem, tylko z gorzałką, którą ostatnio przywiózł Milo. Wyglądała jakoś podejrzanie więc powiedziałem do WLSZ, żeby ją zostawił w spokoju, póki ja jej nie skosztuję bo mam mocniejszy łeb. Oczywiście mnie nie posłuchał i teraz leży nawalony jak stodoła. Stąd to opóźnienie z udźcami dzika. Musiałem sam je dokończyć.
- Mam nadzieję, że WLSZ nie narzygał do kotła? - spytał przestraszony Widzu.
Jankiel i skośnooki spojrzeli na gospodarza z wyraźnym niepokojem. Każdy z nich już zdążył zjeść swój gulasz i teraz powoli czuli, jak zaczyna im się cofać w żołądku. Brzozik i jego towarzyszki byli akurat w trakcie spożywania zupy i również oni oczekiwali w napięciu na to, co zaraz powie gospodarz. Tylko Icywind siedział zadowolony, bo zamiast gulaszu zamówił ser.
- Bez obaw - uspokoił rozmówców Bartłomiej. - WLSZ już nie ma takich problemów z żołądkiem, nawet po alkoholu. A kocioł osobiście sprawdziłem, jest w porządku.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- No dobrze - odezwał się Jankiel - zechciej nam zatem teraz przedstawić resztę gości, jeśli łaska.
- Oczywiście - zgodził się oberżysta. Nie bawił się już w żadne kurtuazyjne picie z kielicha czy z czaszy. Tym razem wziął spory haust wina z gwinta, prosto z gąsiorka. - A zatem - podjął, ocierawszy ręką usta - po waszej prawej stronie, w kącie siedzą przy stole dwie osoby.
- Masz na myśli tą parkę, dziewczynę i chłopaka? - zapytał skośnooki.
- To jest dwóch chłopaków - zaśmiał się gospodarz.
- Jak to? - Widzu też nie mógł w to uwierzyć - Jeden wygląda jak niewiasta.
- Każdy z nas się tak pomylił - Bartłomiej nadal się śmiał - ale to chłopak. Zwie się KicerK. A ten drugi to Sobol. Jak zapewne widzicie, siedzą oni skupieni i oglądają pewne karty. Wyryto na nich rysunki przedstawiające jakieś baśniowe postacie. Te karty powstały na Dalekim Wschodzie i stamtąd do nas trafiły.
- Znam je - przyznał Icywind. - Mnie też to interesuje.
- Co może być interesującego we wgapianiu się w takie karty? - zdziwił się Jankiel. - Zrozumiałbym jeszcze gołe baby, ale jakieś mityczne postacie, w dodatku ze wschodu? Dziękuję bardzo, to nie dla mnie - dodał i napił się wina.
- Tak czy inaczej - wtrącił szybko gospodarz, chcąc uniknąć kłótni bo widział, że Icywind już chce ripostować - ta moda staje się coraz bardziej popularna. Nawet moje pomocnice, Kasia i Sharvari się w to bawią. Milo Gorzelnik również. A także jeden z byłych pomocników, który odszedł od nas jakiś czas temu.
- No i wreszcie czas na ostatni stół - Bartłomiej opróżniał bukłak z winem - również po waszej prawicy, ten przy ścianie. Siedzi przy nim parka, chłopak i dziewczyna. On ma na imię Adrian, ale chce, żeby mówiono na niego Adijos. Nie pytajcie, nie wiem skąd ten przydomek. Brzmi lekko z cudzoziemska, chociaż z tego co wiem, chłopak pochodzi z Bydgoszcza.
- Z Bydgoszczy - poprawił go Słownik, pojawiając się nie wiadomo skąd obok nich.
- A mnie się wydaje, że słyszałem jak mówił, że z Bydgoszcza - upierał się gospodarz, ale zaraz machnął ręką - Tak czy inaczej, chłopak jest Tropicielem.
- Tropicielem? - zdziwił się skośnooki. - Nie słyszałem.
- Mało słyszałeś - wtrącił Jankiel. - Tropiciele zajmują się wyszukiwaniem osób. Podajesz takiemu imię albo przydomek ofiary, a Tropiciel wyszukuje jej miejsce pobytu, stan majątku, spokrewnione osoby i różne inne cenne informacje. Najlepszym wystarczy podać inicjały delikwenta, a Tropiciel wyszuka nawet ilość bab, z którymi sypiał czy rozmiar jego gaci. Albo i czego innego.
- To prawda - potwierdził oberżysta. - A Adijos jest jednym z najlepszych. Zaleca się on do dziewczyny, z którą siedzi przy stole. Ma na imię Joanna, chociaż my nazywamy ją Asik. Jak widzicie, jest cała ubrana w róż. Ponoć uwielbia ten kolor. Ma talent do rysunku i malowania. To ona namalowała nam obrazy, które wiszą na tamtej ścianie.
Kompani spojrzeli we wskazanym kierunki i dojrzeli na ścianie trzy obrazy, których wcześniej nie zauważyli. Pierwszy przedstawiał jedną z tych baśniowych postaci, o których była mowa wcześniej. Na drugim namalowana była małpa, futro miała rudawe. Trzeci obraz przedstawiał jakąś dziwną kulę z literą "M" pośrodku.
- Dosyć, hm, osobliwe - powiedział wolno Jankiel - Ale co to właściwie jest?
- Te obrazy symbolizują pomocników, którzy kiedyś tu pracowali, ale już odeszli. - wyjaśnił Bartłomiej. - Na pierwszym jest postać z tych baśni, bo właśnie je bardzo lubił chłopak, który tu pracował. Potrafił je nawet przerabiać, stosując jakieś wymyślne techniki. Trzeba mu oddać, że robił to bardzo dobrze. Któregoś dnia jednak Veon, bo taki miał przydomek, obraził się na nas o jakąś pierdołę i zwyczajnie odszedł.
- Drugi obraz, ten z małpą - ciągnął karczmarz - jest hołdem dla naszej pracownicy Agnieszki, zwanej Rudą. Ona sama mawiała często, że ma charakter małpy, ale była to nieprawda. Czasem dla przekory niektórzy nazywali ją Rudą Małpą, ale robili to z czystej sympatii. Dziewczyna miała złote serce, wszyscy ją lubili. Niestety, pewnego dnia oznajmiła, że z powodów osobistych musi odejść. Ciągle mamy nadzieję, że kiedyś do nas wróci.
- I wreszcie trzeci obraz - podjął po chwili milczenia gospodarz - przedstawia kulę z literą "M" w środku - od imienia Marcin. Tak właśnie zwał się trzeci pracownik. Spędził w naszej gospodzie sporo czasu, a zasłynął głównie z ciętych ripost. Miał te same poglądy polityczne co Wojciech i Pingvin i często brał udział w dyskusji o polityce, ale w przeciwieństwie do Wojciecha, nie wszczynał awantur. Czasem rysował tą dziwną kulę, którą widzicie na obrazie. Nie wiem, co ona oznaczała, ale była już na tyle z nim kojarzona, że właśnie ją wybraliśmy, by go jakoś upamiętnić. Marcin siedział z nami długo, aż nagle stwierdził, że chce zacząć nowe życie i zrywa ze starym. Pożegnał się z nami i tyle go widzieliśmy. Przed swoim odejściem wyciął nam jeszcze brzydki numer, zostawiając list od rzekomej siostry, że został zasztyletowany. Większość nie uwierzyła, ale ja się nieźle wystraszyłem. Na szczęście okazało się, że to był tylko żart, brzydki jak kobiety z pewnej zachodniej nacji.
- No i to by było na tyle - podsumował Bartłomiej - każdy z tej trójki miał swój wkład w historię tej gospody, podobnie jak i niektórzy goście, którzy już tu nie zaglądają. Wybaczcie, nostalgia mnie ogarnęła, musze się porządnie napić - oberżysta wstał od stołu i oddalił się w stronę szynku po nowe zapasy alkoholu.
Przy stole zapadła cisza. Na zewnątrz panowała ulewa. Wiatr zawodził.
- No teraz to dopiero jest brzydka pogoda - rozległ się z głębi izby głos Ismailesa - Na zewnątrz musi być bardzo ślisko. I nieprzyjemnie - stwierdził na głos to, co dla innych było oczywiste.
- Oj Bryllant, ty to jesteś kawalarz - zawołał do niego wesoło Brzozik. Moni i Barbra zachichotały.
- Ale o co chodzi? - zapytał zdezorientowany Ismailes.
Nikt mu nie odpowiedział. Zamiast tego odezwał się Widzu:
- Wkurza mnie ta pogoda - zaczął narzekać.
- A mnie przygnębia - dodał Ząbek.
Drewno w kominku paliło się z trzaskiem, dając kojące ciepło i odprężenie. Zak na swojej lutni grał cicho "Chciałbym umrzeć z miłości". Sandra wpatrywała się w niego rozmarzona. Nieco dalej, Antek opowiadał Kalipso z pasją o zwyczajach godowych żółwi wodno - lądowych. Kalipso słuchała tego z wyraźnym znużeniem, wspierając głowę na łokciach. Moris oglądał z podziwem swoją pozłacaną łopatę, a Sharvari - swój kostur z poroża jelenia. Rozmawiała też z Kasią o fryzurach.
Wojciech i Pingvin zajadali się dziczyzną, ten pierwszy mlaskał głośno i nieprzyjemnie. Brzozik o czymś opowiadał, dziewczyny słuchały go z uwagą. Czterech kompanów patrzyło na rudego z lekką zazdrością. Ząbek znów się czymś martwił. Adijos mówił coś do Asik. KicerK i Sobol oglądali uważnie karty, nie zwracając uwagi na otaczający ich świat. Redorov naiwnie rozmyślała o utopijnym świecie, gdzie wszyscy ludzie będą równi. Ismailes nie rozmyślał o niczym. Bartłomiej gdzieś pił. WLSZ spał w kuchni pijackim snem, przewieszony przez kocioł z gulaszem.
- PFRRRRRUUUUTTT - rozległo się nagle przeciągłe pierdnięcie. Wszyscy spojrzeli na winowajcę. Skośnooki oblał się cały rumieńcem. - Wy.. wybaczcie mi - zastękał - to przez ten żołądek - chwycił się za brzuch. - Chyba znów mnie bierze. Nie dopiję tego piwa. Wybaczcie raz jeszcze, mu.. muszę udać się do wychodka. - I natychmiast wybiegł z gospody, nie zważając na pogodę.
Niektórzy się zaśmiali, inni pokiwali głową ze zrozumieniem.
- Zostawił niedopite piwo - stwierdził Bartłomiej, który znów się przy nich pojawił. - Szkoda wylewać tak zacny trunek. - I jednym haustem opróżnił kufel do dna.
- To miał być niby pierd? - zawołał pogardliwie Wojciech. - Ja potrafię o wiele lepiej! - krzyknął i zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, napiął się i pierdnął tak potężnie, że aż zachwiały się wiszące na ścianach obrazy, a w kuchni obudził się WLSZ, omal nie wpadając do kotła. - Słuchajcie mojego ryku! - zawołał Wojciech i zarechotał. Zaśmiał się też Pingvin.
Niektórzy spojrzeli na Wojciecha z wyrzutem, inni z wyraźnym poirytowaniem. Wszyscy złapali się za nosy.
- Świnia! - krzykneła Redorov.
- A ty jesteś głupia i brzydka! - odparował jej Wojciech.
- Spokój! - warknęła Sharvari - A ty jeśli zrobisz to jeszcze raz, to dostaniesz twardym kosturem po ryju. Chcesz obudzić smoka? - dodała groźnie.
- To już nawet ulżyć sobie nie można? - wykłócał się Wojciech. I dodał tonem mędrca: - Są tylko cztery rzeczy, które naprawdę dają przyjemność w życiu: Polityka, Żarcie, Chędożenie i Sranie.
- Sam się prosisz o kopa w dupę - Sharvari już wstawała, ale wstrzymał ją Bartłomiej.
- Wojciechu - zwrócił się do młodzieńca spokojnie, ale stanowczo - niektórzy próbują tu jeść. Oszczędź im tych szczegółów bo inaczej będziesz musiał opuścić tą gospodę.
Wojciech usiadł obrażony z powrotem na swoim miejscu.
Jankiel jednak nie zamierzał mu tak łatwo odpuszczać.
- Hej młody, chcesz nam wmówić, że kogokolwiek chędożyłeś? - zwrócił się szyderczo do chłopaka. - Chyba, że kozę - zakpił. Goście zaczęli się śmiać. - Miałeś już kiedyś kobietę? - zapytał go Jankiel.
- Nie - odpowiedział nieco zawstydzony Wojciech. - Ale za to znam kilkadziesiąt technik udanego samogwałtu - oświadczył z dumą.
W tym momencie cała izba jak jeden mąż ryknęła śmiechem. Niektórzy niemal krztusili się jedzeniem, innym ze śmiechu poleciały łzy. Ktoś spadł na podłogę i trzymał się za brzuch. Zak aż wypuścił lutnię z ręki. Bartłomiej parsknął gorzałką, którą właśnie popijał. Z kuchni dało się nawet słyszeć serdeczny śmiech WLSZ.
- No co? - bronił się Wojciech, cały czerwony na twarzy - Nie wiecie, że najlepsza baba to własna graba? - dodał, czym tylko pogorszył swoją sytuację i wzbudził kolejną salwę śmiechu.
Minęła dłuższa chwila, nim wszyscy doszli do siebie. Gospodarz był w tak dobrym nastroju, że zawołał głośno:
- Kolejka dla wszystkich na koszt właściciela!
Wszyscy przyjęli propozycję z aplauzem. Ci, którzy nie pili alkoholu, zamówili pitny miód i soki. Karczmarz i jego pomocnicy zajęli się roznoszeniem napojów.
- Zacni goście - zawołał nagle Antek, który wstał od stołu. - Chciałbym was o coś prosić. Dziś rano sprawiłem sobie kapelusz. Moglibyście powiedzieć, jak w nim wyglądam? - To mówiąc, założył na głowę słomiany kapelusz w kształcie żółwia.
- Dobrze - odpowiedział ktoś.
- W porządku - wtrącił ktoś inny.
- Tylko tyle? - zapytał zawiedziony Antek.
- Kapelusz nieźle na tobie leży - dorzuciła następna osoba.
- Wyglądasz bardzo dobrze - powiedziała uprzejmie Sandra.
Antek usiadł przy swoim stole, nadal niezadowolony. Kalipso westchnęła.
- Ja z nim mam tak cały czas - oznajmiła, wzdychając po raz drugi.
Oberżysta ponownie dosiadł się do stolika kompanów.
- Znacie już wszystkich naszych pracowników i gości - zagadnął - ale nadal my nie wiemy nic o was, poza tym jak się zwiecie. I tym, że miło się z wami gawędzi. I pije - dodał z mrugnięciem oka. - Powiedzcie nam coś o sobie. Czym się zajmujecie? Dokąd zmierzacie? Długo się znacie? - dopytywał.
- Znamy się ledwie jeden dzień - rzekł beztrosko Jankiel, a widząc zdziwienie gospodarza dodał: - Spotkaliśmy się rankiem na trakcie. Zmierzaliśmy w tym samym kierunku. Widzu i Icywind jechali przede mną. Dojechałem do nich by wymienić wieści i zaczęliśmy rozmawiać. Za nami jechał jeszcze czwarty, ten skośnooki, który też do nas dołączył. Okazało się, że wszyscy zmierzamy do stolicy. Postanowiliśmy więc podróżować razem. Zawsze to raźniej, a i gębę jest do kogo otworzyć.
- Otóż to - wtrącił Widzu - W kupie siła. Kupy nikt nie ruszy - zażartował.
- Widzu... - westchnęli pozostali.
- Ja i Widzu znaliśmy się wcześniej - odezwał się Icywind - Postanowiliśmy wyruszyć z domów w poszukiwaniu przygód. Właściwie to był mój pomysł. Mój kompan lubi siedzieć w chałupie i trochę trwało, nim go namówiłem na tę podróż.
- Bo podróże są męczące - zastękał Widzu. - Trzeba godzinami siedzieć w siodle, spać na twardym posłaniu, jeść zimne jadło, znosić kaprysy pogody...
- Nie marudź - przerwał mu Jankiel. - Podróże mają wiele zalet. Jak na przykład możliwość spotkania tak zacnych ludzi - skłonił się w stronę gospodarza, na co ten się uśmiechnął. - Nasz skośnooki towarzysz - podjął brodacz - z tego co się orientuję również wyruszył w poszukiwaniu przygód. Długo nie musiał czekać, już przed południem dostał paskudnej sraczki - zadrwił Jankiel. - Trochę nas przez to opóźnił bo co i rusz musieliśmy robić postój, co by mógł iść za potrzebą. Ale nam się nie spieszy - dodał, popijając leniwie wino.
- A czym ty się zajmujesz Jankielu? - zapytał karczmarz.
- Imałem się w życiu wielu zajęć - odparł brodacz. - Bo widzicie, cny gospodarzu, ja to jestem mężczyzna pracujący! - Jankiel wyprostował się dumnie. - Żadnej pracy się nie boję. Aktualnie pozostaję wprawdzie bez zajęcia, ale to nie znaczy, że nie mam środków utrzymania! - oświadczył stanowczo. - Zdobywam je choćby z hazardu. Układam też wiersze i opowieści i jak twierdzą inni, idzie mi to wyśmienicie - rzekł nieskromnie. - Do stolicy wyruszyłem w poszukiwaniu zarobku. Niedługo odbędzie się tam doroczny festyn z okazji Dnia Wolności i ma być konkurs krasomówczy. Może wezmę w nim udział. Przy okazji będzie się też można porządnie najeść, a i pięknych niewiast nie powinno zabraknąć - zakończył wesoło.
- Jesteś bardem? - Zainteresowała się Moni.
- Niezupełnie - odrzekł Jankiel - Nie potrafię grać na żadnym instrumencie. Nie licząc mojego Kindybału oczywiście - zaśmiał się brodacz. - Tym potrafię władać wyśmienicie, jak zapewniała niejedna zadowolona niewiasta. Nie bez powodu nazywają mnie w końcu Kindybalistą! - Jankiel uśmiechnął się szelmowsko do dziewczyn.
Moni odwzajemniła uśmiech. Barbra zachichotała. Kasia lekko się zarumieniła. Jedynie Sharvari pozostała niewzruszona.
- A zatem powiadasz, że lubisz hazard? - zapytał pośpiesznie Brzozik, zaniepokoiwszy się wyraźnie reakcją Moni i Barbry na słowa Jankiela - Może więc zechciałbyś udać się do kurnika?
- A co może być ciekawego do roboty w kurniku - zdziwił się Jankiel - oprócz oglądania kurzych dup?
- Odbywają się tam różne gry, niektóre na pieniądze - wyjaśnił Bartłomiej. - Zakazałem hazardu w gospodzie, bo granie o pieniądze nazbyt często kończy się wzajemnym praniem po pyskach przez grających, zwłaszcza po alkoholu. Ale że zainteresowanie było duże, wydzieliłem na prośbę Brzozika pomieszczenie w kurniku, w którym można grać do woli. Sporo naszych gości lubi tam zaglądać. Oprócz rudego przesiaduje tam choćby Ząbek czy Sandra. Inni też od czasu do czasu biorą udział w tych grach.
- Kusząca propozycją - odparł Jankiel. - Chętnie skorzystam, ale poczekajmy aż się trochę pogoda uspokoi - dodał, spoglądając za okno.
- Jak sobie życzysz - skłonił się Brzozik, rad że udało mu się odciągnąć uwagę swoich towarzyszek od jankielowego kindybału.
- Wybaczcie, zacni towarzysze - rzekł Icywind, który od dłuższego czasu spoglądał w stronę stołu w rogu po prawej - ale ciekawią mnie niezmiernie tamte karty z baśniowymi postaciami i chciałbym na nie rzucić okiem - wstał, zabrał ze sobą ostatni kawałek sera i skłonił się pozostałym, po czym udał się w stronę stołu zajmowanego przez Kicerka i Sobola.
- Dziwna pasja - mruknął Jankiel, śledząc wzrokiem odchodzącego kompana, po czym zwrócił się do oberżysty: - Ciekawi mnie niezmiernie jedna sprawa, cny panie. Skąd żeś wytrzasnął tyle sera dla Icywinda?
- Wasz kompan faktycznie mnie zaskoczył swoim zamówieniem - uśmiechnął się lekko Bartłomiej, ściszając nieco głos. - Poszedłem do kuchni sprawdzić, ile mamy tego sera. Okazało się, że sporo brakuje. Poleciłem więc Słownikowi wyskoczyć ukradkiem i zapytać właścicieli okolicznych gospodarstw, czy nie mają trochę do odsprzedania. Okazało się, że mieli, ale większość musieli powyciągać z pułapek na myszy. Część była nawet nadgryziona. Bo widzicie, mieliśmy ostatnio w okolicy plagę myszy.
- Ser z pułapek na myszy, a to dobre! - zaśmiał się Jankiel, patrząc jak Icywind ze smakiem pałaszuje ostatni kawałek. Pozostali również się zaśmiali.
- Tylko proszę, nic mu nie mówcie - błagał gospodarz. - Naprawdę nie miałem innego wyjścia, a nie chcę żeby ktoś w tej gospodzie pozostał głodny.
- Nie powiemy - zapewnili pozostali.
Widzu tymczasem bawił się dukatami. Nagle jeden z nich mu się wymsknął i zatoczył się pod stół.
- Ja to mam pecha - zaczął marudzić. - Miałem w ręku trzy monety, jedna o nominale jednego dukata, druga - dwóch dukatów, a trzecia - pięciu. I zgadnijcie, która musiała wpaść pod stół? - zapytał rozgoryczony.
- I to ma być niby pech? - zawołał Jankiel - Chłopie, ja kiedyś piłem z trzema pięknymi niewiastami i jedną wielką, brzydką babą, cięższą od Wojciecha. I zgadnijcie, obok której się obudziłem?
Słuchacze parsknęli śmiechem.
- Współczuję - powiedział ze śmiechem Brzozik. - To musiało być traumatyczne przeżycie.
- Ano było - potwierdził kwaśno Jankiel - miałem po tym duży wstręt do alkoholu. Nie piłem cały następny tydzień.
- Aż tyle? - zdumiał się Bartłomiej - Podziwiam. Ja bym nie wytrzymał dłużej niż jeden dzień.
- Ty byś bez gorzały nie wytrzymał dłużej niż godzinę - parsknęła śmiechem Sharvari, która razem z Kasią przysłuchiwała się rozmowie. - A ta historia jest dowodem na to, że alkohol to świństwo i ludzie po nim głupieją.
- Też tak uważam - zgodziła się Kasia.
- Oj tam, oj tam - powiedział karczmarz - młode jesteście, to nie wiecie co gadacie. A alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w większych ilościach - mrugnął porozumiewawczo do Jankiela i Brzozika. Mężczyźni pokiwali z uśmiechem głowami na znak aprobaty.
Dyskusja o jasnych i mrocznych stronach alkoholu toczyłaby się zapewne nadal, gdyby nie przerwał jej Wojciech, który przeciskał się w ich stronę między stołami.
- Gospodarzu! - zawołał - Chce mi się jeszcze żreć!
- W porządku - westchnął Bartłomiej - zaraz poproszę WLSZ o przygotowanie dokładki. O ile znów nie zasnął w jakimś dziwacznym miejscu, w jeszcze bardziej dziwacznej pozycji.
W pobliżu pojawił się też Ja Jestem Twoim Ojcem, chcąc zamówić dla siebie piwo. Widzu postanowił wykorzystać sytuację i podpuścić Wojciecha.
- Hej, młody! - pociągnął chłopaka za rękaw, gdy ten przechodził obok - Zapytaj tego tam, jak się nazywa.
Wojciech spojrzał ze zdziwieniem najpierw na niego, a potem na przechodzącego gościa i przez chwilę się wahał. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła.
- Ej ty tam! - zawołał do mężczyzny - Coś ty za jeden?
- Ja Jestem Twoim Ojcem - przedstawił się zagadnięty.
- Moim??? - zdumiał się poważnie młodzieniec. - Mój ojciec to idiota. - wypalił.
- Wojciechu! - zawołał z dezaprobatą Bartłomiej. - Trochę więcej szacunku dla rodziciela. Ja sam mam trójkę dzieci i wiem ile przy nich zachodu. Nie obrażaj twojego ojca! - zbeształ go.
- Mnie? - zapytał zdziwiony Ja Jestem Twoim Ojcem.
- Nie ciebie - machnął ręką ze zniecierpliwieniem oberżysta - jego ojca.
- Kiedy to naprawdę idiota - zaprotestował Wojciech, lecz widząc karcące spojrzenia gości poczłapał z powrotem w stronę swojego stolika.
Widzu śmiał się do rozpuku, zadowolony ze swego żartu.
Gdy tylko karczmarz zrealizował zamówienie, dosiadł się do ich stolika.
- Trzeba przyznać, że wielce osobliwych tu macie gości - zwrócił się do niego Jankiel. - Chociaż kobiety piękne. Chyba pierwszy raz jestem w gospodzie, gdzie nie byłoby ani jednej brzydkiej baby.
- Ano! - potwierdził gospodarz z zadowoleniem. - Niewiasty są tu wyjątkowo urodziwe. Co się zaś tyczy gości, bywali tu już dziwniejsi. Mogę wam o nich opowiedzieć, jeśli chcecie.
Zebrani potwierdzili, że chcą.
- Był tu u nas razu pewnego jegomość - zaczął snuć opowieść karczmarz - który skonstruował dziwną maszynę. Potrafiła ona jeździć, wydając przy tym odgłosy podobne do pierdzenia. Jak zapewniał jej wynalazca, można nią było orać pole. Dziwna sprawa - Bartłomiej wyjął z kieszeni fartucha piersiówkę z jakimś trunkiem i pociągnął dużego łyka - On sam zaś miał na imię Gilbert i ponoć pochodził z południa.
- Znałam go - wtrąciła Barbra - Nawet kiedyś się do mnie zalecał.
- Nigdy mi o tym nie mówiłaś - powiedział z niepokojem w głosie Brzozik.
- Serce kobiety jest pełne tajemnic - odpowiedziała zagadkowo Barbra i upiła trochę miodu.
Rudy wyraźnie spochmurniał.
- Spokojnie, masz jeszcze mnie - zapewniła go Moni, sącząc leniwie piwo.
- Hej, ja też przecież tu siedzę, nie wyszłam za Gilberta - zapewniła szybko Barbra.
Brzozik znów się uśmiechał.
- Następny dziwak - kontynuował opowieść oberżysta - zwał się Delmonte. On z kolei miał trzy różne osobowości i używał ich naprzemiennie. Nigdy nie było wiadomo, jak się do niego w danej chwili zwracać. Zdaje się, że to była zaawansowana schizofrenia. Chociaż trzeba przyznać, że dwie z tych osobowości były całkiem śmieszne.
- Ja też kiedyś używałem innej osobowości - przyznał Brzozik. A widząc zdziwienie Moni i Barbry szybko zapewnił: - Zrobiłem to dla zabawy.
- Pamiętam też jednego typa - podjął gospodarz - który miał problem z opuszczeniem tej oberży. Przedstawił się jako Kamil FCB. Był tu tylko raz, ale za to kiedy chciał już wyjść, nie trafił w drzwi i przywalił głową o framugę. Za drugim razem to samo. Za trzecim też. Dopiero za czwartym razem wreszcie udało mu się trafić w wejście i przy akompaniamencie ogólnego śmiechu opuścił naszą gospodę zawstydzony. Już tu więcej nie wrócił.
- Byli i obwoźni handlarze - Bartłomiej znów upił trochę płynu z piersiówki. - Jeden, wystawcie sobie, sprzedawał pumpernikiel. Tylko i wyłącznie to. Robił to tak często, że w końcu jego samego zaczęto tak nazywać. Drugi był jeszcze lepszy. Jeździł po okolicznych osadach i próbował ludziom wcisnąć kawałek skały. Twierdził, że to był meteor, który spadł mu na chałupę.
- Meteor? - zdziwił się Widzu.
- Kawałek skały z kosmosu - wyjaśnił Jankiel. - Niektórzy twierdzą, że ma właściwości magiczne.
- Bajanie starych bab - machnął ręką gospodarz. - W każdym razie również ten handlarz dostał przezwisko od przedmiotu, który chciał sprzedać.
- Kolejny dziwak - kontynuował opowieść - chodził w samych gaciach, nawet podczas zimy. Twierdził cały czas, że jest mu gorąco.
- Pewnie jakiś zboczek - zasugerował Jankiel - pełno dziś takich.
- Chyba jednak nie - zaprzeczył Bartłomiej - kiedy się do niego podchodziło bliżej, dosłownie buchało od niego żarem. On sam mówił, że jak był mały, jego matula kąpała go w wulkanie, trzymając go za pięte. Nie patrzcie tak na mnie, wiem jak to brzmi! Faktem jednak jest, że on ani razu nie zachorował, nawet się nie zaziębił! On sam siebie jakoś tak dziwnie nazywał. Jak to szło? Aha, wiem. Zdaje się, że Grzejnik.
- Dziwna historia, nie da się ukryć - podsumowała Moni.
- Aż mi ciarki przeszły po plecach, brr - zatrzęsła się Barbra.
Brzozik otoczył ją ramieniem. A widząc zazdrosne spojrzenie Moni, drugim ramieniem otoczył również ją. I uśmiechnął się szeroko do Jankiela i Widza. Brodacz i jego kompan patrzyli na rudego wkurzeni.
- Najlepszy był jednak ostatni przypadek - Bartłomiej dopijał zawartość piersiówki. - Pojawił się u nas dawno temu człowiek, którego zwano Imper. Strasznie go polubiłem. Wyobraźcie sobie, że potrafił on zamieniać wodę w wino!
- To już mnie nie dziwi, czemu go polubiłeś - wtrąciła sarkastycznie Sharvari.
- Bez urazy, zacny panie gospodarzu, ale tą historię chyba trochę ubarwiłeś. Zamiana wody w wino? - zapytał sceptycznie Jankiel. Pozostali również nie dowierzali w te słowa.
- Przysięgam, że mówię prawdę - zaklinał się oberżysta - Są zresztą świadkowie, którzy mogą potwierdzić moje słowa. Choćby taki Milo Gorzelnik. Strasznie się na mnie wtedy zdenerował - Bartłomiej zachichotał. - Milo twierdził, że wszyscy ludzie są równi i każdemu się należy trochę wina. Oświadczyłem mu, że owszem, dostanie swój udział, jak mi za niego zapłaci, tak jak ja musiałem płacić za jego wino. Milo się na mnie obraził i odszedł. Pogodziłem się z nim jakiś czas później. Tak czy inaczej Imper spędził wtedy trochę czasu w mojej gospodzie, nie dla trunków, bo te mógł sobie sam załatwić, ale dla opowieści. Nieźle się wtedy dzięki niemu wzbogaciłem. I opiłem jak nigdy. To były czasy... - gospodarz się rozmarzył. - Pewnego razu nasz gość zamienił w wino całą wodę ze studni. Sandrze tak się to spodobało, że nie chciała z niej wyjść przez tydzień. Niestety, któregoś dnia ktoś do tej studni narzygał. Sandra wyskoczyła z niej jak oparzona. A całe wino przepadło. Co gorsza, Impera już wtedy nie było, zniknął bez pożegnania dzień wcześniej i już nie powrócił - zakończył ze smutkiem Bartłomiej.
- Żałuję, że mnie wtedy tu nie było - przyznał Jankiel.
- Ja również - zgodził się Brzozik


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
_________________
Ostatnio zmieniony przez Davos 2014-05-02, 19:04, w całości zmieniany 8 razy  
 
 
Davos 
Überszlachta
Freeeedooooom!


Wiek: Tak
Dołączył: 18 Wrz 2013
Posty: 23587
Skąd: Litwini wracają?

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 00:28   

CZĘŚĆ DRUGA

Pogoda poprawiała się, ulewa ustawała i przeszła w mżawkę. Wiatr znacznie stracił na sile.
- Nażarłem się jak świnia! - oznajmił nagle gromko Wojciech. - Czuję się tak błogo. Oj, jeszcze by się pochędożyło... Hej gospodarzu, nie macie czasem jakichś panienek do towarzystwa? - zawołał i zarechotał.
- To porządna gospoda, nie burdel! - oburzył się Bartłomiej. - Zamtuzy znajdziesz w stolicy. Chociaż wątpię, by stać cię było na ich usługi.
- Mam pieniądze - powiedział chłopak.
- Wolę nie wiedzieć skąd - odparł karczmarz.
- Dostałem je od matki - rzucił beztrosko Wojciech.
- Dostałeś od matki pieniądze na kur.wy? - zapytał z niedowierzaniem Jankiel.
- Na edukację - przyznał rozbrajająco chłopak. - Miałem pojechać do stolicy i wstąpić do tamtejszej akademii na nauki. Ale nie zrobię tego. Szkoły są dobre dla lewaków. Ja zamierzam zostać politykiem. A pieniądze wydam na przyjemności.
- Ciekawe, co by powiedziała na to twoja matka - powiedział z dezaprobatą oberżysta.
Wojciech nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w tej samej chwili otworzyły się drzwi do gospody, a w progu ukazał się nowy gość. W herbie miał czerwoną gwiazdę. Był wyraźnie podchmielony.
- Czołem towarzysze! - zawołał nieco bełkotliwie.
- Tylko tego lewaka tu brakowało - mruknął pod nosem Wojciech.
- Witaj Milo - przywitał go Bartłomiej - Przywiozłeś nową dostawę wina?
- Ma się rozumieć, że tak. Wóz z beczkami stoi przy wejściu do kuchni. WLSZ go właśnie rozładowuje.
- Mam nadzieję, że nie wypije przy okazji pół beczki tego trunku, tak jak ostatnio. Tak czy inaczej dziękuję - gospodarz skinął w stronę Milo, który w tym czasie przeciskał się już między stołami.
- Witaj piękna - uśmiechnął się pijacko do Sharvari, gdy mijał jej stół. Rudowłosa nie odpowiedziała. Zamiast tego podstawiła mu nogę. Milo wyłożył się jak długi.
- Celowo to zrobiłaś! - wykrzyknął do niej z oburzeniem, gdy już zdołał się podnieść.
- Ależ skąd - odpowiedziała niewinnie Sharvari - Sam się potknąłeś o własne nogi. Za dużo pijesz.
Milo coś odburknął i ruszył dalej.
- Od razu widać, że ona go uwielbia - zadrwił Jankiel.
- Ależ skąd! - zaprzeczył gwałtownie Ismailes, który właśnie przechodził obok nich, chcąc zamówić piwo. - Ona go nie cierpi! Przecież to widać!
- To była ironia - westchnął brodacz.
- Ironia? - zdziwił się Ismailes - A co to za jedna? Nie znam jej. To jakaś miejscowa?
Jankiel wzruszył bezradnie ramionami i dał sobie spokój. Po chwili znów przysiadł się do nich Bartłomiej.
- Kiedy Sharvari do nas przybyła - zaczął wyjaśniać oberżysta - Milo chciał ją ode mnie odkupić za kilkanaście kartonów wódki.
- Niemożliwe! - wykrzyknął Widzu. - I co odpowiedziałeś?
- A co mogłem odpowiedzieć? - żachnął się gospodarz. - Oczywiście odmówiłem. Nie handluję ludźmi. Chociaż, gdyby Milo zaproponował więcej wódki, to kto wie... - zażartował, lecz widząc ciskane na niego gromy w spojrzeniu Sharvari, szybko spoważniał. - Przecież się nabijam - zapewnił ją.
Milo tymczasem dosiadł się do Kicerka, Sobola i Icywinda oglądających cały czas z wielką uwagą swoje karty z baśniowymi postaciami z Dalekiego Wschodu.
- A swoją drogą - odezwał się Jankiel ściszonym głosem - co ona taka zawzięta na mężczyzn? - wskazał głową na Sharvari. - Wygląda na to, że nie interesują ją za bardzo męskie zaloty.
- Doznała niedawno zawodu miłosnego - wyjaśnił Bartłomiej, również ściszonym głosem. - Otóż zakochała się ona w... elfie.
- To w tych okolicach żyją elfy? - zdziwił się Widzu.
- Niezbyt ich dużo, ale od czasu do czasu się tu pojawiają - odrzekł gospodarz. - No więc, jak mówiłem, zakochała się w elfie i wiązała z nim wielkie nadzieje. Niestety, obiekt jej westchnień nie odwzajemniał jej uczuć. Wolał elfy.
- Nic niezwykłego - przyznał Jankiel. - Związki ludzi z elfami są źle widziane przez większość obu społeczności. Zarówno ludzie, jak i elfy w takich związkach są przez swoich pobratymców traktowani jak odszczepieńcy. Tacy kochankowie poddawani są częstym szykanom i na ogół kończy się to ich wygnaniem bądź czymś jeszcze gorszym.
- Nie zrozumiałeś mnie - powiedział Bartłomiej. - Powiedziałem, że on wolał elfy. Nie elfice.
- Znaczy się, był pedałem? - roześmiał się cicho Jankiel. - A to ci dopiero niezła historia, niech mnie cholera!
- Jesteś nieczuły Jankiel - upomniała go cicho Barbra. - Ja tam jej współczuję.
- Ja też - potwierdziła Moni.
- Wybaczcie drogie panie - odparł Jankiel przepraszająco, choć nadal się śmiał. - Mnie też szkoda tej dziewczyny. Miała zwyczajnego pecha. Ale te elfy to zawsze mnie zastanawiały. Zbyt przesadnie dbają o wygląd. Wcale mnie nie dziwi, że któryś okazał się pedałem.
- Pedalstwo jest złe - obwieścił głośno Wojciech, który nie wiedzieć czemu kręcił się w pobliżu i usłyszał ostatnie zdanie Jankiela.
- Jesteś zwykłym nietolerancyjnym homofobem! - wykrzyknęła Redorov.
- Nieprawda - zaprzeczył chłopak. - Toleruję homosiów. Ale nie akceptuję ich, a to różnica.
- Popieram Wojciecha - wtrącił Pingvin.
Redorov zaczynała się nakręcać.
- Każdy ma prawo do szczęścia! - krzyknęła jeszcze głośniej, niż poprzednio. - Niezależnie od płci i orientacji.
- A ja się bawię swoją płcią. - dorzuciła Kasia.
- O widzicie! - podchwyciła Redorov - Obojnaki też chcą żyć w spokoju.
- Moment! - zaprotestowała Kasia - Nie to miałam na myśli! Nie jestem hermafrodytą!
Ale Redorov zignorowała tą uwagę.
- Nie liczy się płeć, liczy się uczucie! - podsumowała banałem.
- Dla ciebie z pewnością - odezwał się z drwiną Zak. - Mówią, że od towarzystwa mężczyzn zdecydowanie preferujesz kobiety. Również w alkowie - zachichotał.
- To nie twoja sprawa! - oburzyła się Redorov i cała spurpurowiała na twarzy.
- Pięknie - westchnął Bartłomiej. - Tylko kłótni nam tu brakuje. - I łyknął nalewki z karafki, która nie wiedzieć skąd pojawiła się w jego ręku.
- Mężczyzna powinien wyglądać jak mężczyzna, a nie jak ciota - kontynuował wykład Wojciech - I ubierać się w normalne odzienie.
- Jak twoje kolorowe obcisłe rajtuzy? - zakpił Jankiel. Goście się zaśmiali.
- Matka kazała mi je nosić - chłopak spąsowiał na twarzy. - Powiedziała, że łatwiej w nich schudnę.
- Trzeba było założyć czarne - zasugerował Widzu. - Podobno czarne wyszczupla - zażartował.
- Te rajtuzy to jeszcze nic - wtrącił Pingvin. - Kiedyś poszedłem do chałupy Wojciecha i zastałem go w sukni jego matki. - zachichotał.
- Nosisz damskie fatałaszki? - zaśmiała się szyderczo Redorov. - Od początku wiedziałem, że masz nierówno pod sufitem.
- To były tylko wygłupy - odpowiedział lekko zawstydzony chłopak, podczas gdy goście się śmiali.
- Odnośnie zaś tego chędożenia - Pingvin się rozkręcał - to nie wierzcie Wojciechowi ani na jotę. Gdyby nawet miał kogo chędożyć, to nie miałby czym. Przyrodzenie ma małe jak fistaszek - zachichotał ponownie. Goście znów się roześmiali.
- Pingvin! - zawołał piskliwie do kompana Wojciech. - Błagam cię!
- A tak w ogóle to skąd ty znasz takie szczegóły, hę? - spytał podejrzliwie Jankiel.
- Widziałem go raz w łaźni, jak akurat z niej wychodził i spadły mu galoty - wyjaśnił chłopak z pingwinem w herbie. - Wtedy sporo osób miało okazję zobaczyć jego klejnoty na własne oczy. Niektórzy zareagowali śmiechem, inni płaczem.
- Była zimna woda - bronił się Wojciech - bardzo zimna.
- Oczywiście - zgodził się uprzejmie Pingvin, przemilczając litościwie fakt, że panowało wtedy upalne lato, a woda bynajmniej chłodna nie była.
- W każdym razie - Wojciech szybko spróbował zmienić temat - mężczyzna nie powinien nosić pedalskiej odzieży. Na przykład w kolorze różu.
- Nasz gospodarz ma koszulę w takim kolorze - zauważył Pingvin.
Istotnie, Bartłomiej chwilę wcześniej zdjął fartuch, gdyż od ciągłego picia alkoholu zrobiło mu się gorąco i teraz miał na sobie długą koszulę w kolorze intensywnego różu.
- Jak się z tego wytłumaczysz, gospodarzu? - zwrócił się do niego oskarżycielskim tonem Wojciech.
- Chyba trochę przesadzasz młody - zbeształ go Brzozik. - Bartłomiej ma żonę i trójkę dzieci. Znam ich, są fajną rodziną.
- To jeszcze o niczym nie świadczy - upierał się Wojciech. - Niektóre homosie potrafią się dobrze kamuflować.
- Pozwalasz sobie na zbyt dużo gówniarzu! - ostrzegł go ponownie rudy.
- Spokojnie, nie ma powodów do nerwów - roześmiał się Bartłomiej. I zwrócił się do Wojciecha: - Z moją orientacją wszystko w porządku. - uspokoił go. - A ta koszula to prezent od mojej żony. Zresztą ten kolor jest całkiem praktyczny. Nie widać na nim plam po winie - Bartłomiej roześmiał się ponownie. Inni goście również się zaśmiali. Oberżysta zaś raz jeszcze zwrócił się do Wojciecha: - A historii tej koszuli i tak byś nie zrozumiał!
- Wracając zaś do homoseksualnej orientacji seksualnej... - podjęła Redorov.
- No nie - zastękał Widzu - No ileż można?
- ...to są krainy, w których nikomu to nie przeszkadza - dokończyła kobieta z sierpem i młotem w herbie ignorując jego uwagę. - Weźmy takie Niderlandy. Wieść niesie, że mają tam niedługo sformalizować związki osób tej samej płci. A nawet zezwolić takim parom na adopcję dzieci.
- Popier.doliło ich! - stwierdził dobitnie Jankiel. - Jak w ogóle chłop może z chłopem...? - skrzywił się z niesmakiem. I spojrzał za okno.
Po ulewnym deszczu wreszcie wyszło słońce. Pojawiła się nawet okazała tęcza.
- W dziwnych czasach zaiste żyjemy - westchnął brodacz. - Przyjdzie taki dzień, że zboczki zawłaszczą sobie nawet to - wskazał na kolorowe zjawisko za oknem.
- To nawet niegłupia myśl - podchwyciła Redorov z zapałem. - Można by nawet wybudować na znak tolerancji taką wielką sztuczną tęczę gdzieś w centrum stolicy.
- Wtedy ją chyba podpalę - odparował Wojciech. I dodał: - A władze w tym twoim wymarzonym państwie sprawują idioci. Całe szczęście, że mieszkam w naszym królestwie. Monarchia to najlepszy z możliwych ustrojów.
- Zgadzam się - zawtórował mu Pingvin.
- Ja również - dołączył do nich Zak.
- W tych Niderlandach jest o wiele lepszy - sprzeciwiła się Redorov. - Nazywają go demokracja. Polega on na tym, że każdy ma prawo głosu. Co więcej, głos każdego ma takie samo znaczenie.
- I to ma być niby ten lepszy system? - zakpił Jankiel - Gdzie dwóch chłopów przerzucających całe życie gówno widłami z miejsca na miejsce może przegłosować jednego szlachcica?
- Nie powinno się różnicować ludzi ze względu na status materialny! - niespodziewanie zawołał z oburzeniem Milo.
- Zgadzam się - poparł go Icywind.
- No to dwóch idiotów przegłosowujących jednego mądrego - nie ustępował Wojciech - Ten wasz system jest do dupy.
- "Demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego" - zacytowała Redorov.
- "Demokracja to ustrój, w którym hieny rządzą osłami" - odpowiedział cytatem Jankiel.
Nagle dało się słyszeć głośne beknięcie. Wszyscy spojrzeli na winowajcę. Bartłomiej, który właśnie pił bimber, oblał się rumieńcem.
- Raczcie wybaczyć, zacni goście - powiedział z zawstydzeniem. - Wymsknęło mi się. To chyba od tego alkoholu.
- Z dwojga złego lepiej tą stroną - zażartował Widzu.
- A jeśli chodzi o te ustroje... - uporczywie wracała do tematu Redorov.
- Ależ ona zawzięta - westchnął zniecierpliwiony Brzozik. - Ileż można gadać o tym gównie? Nie mogą sobie usiąść gdzieś w kącie, tylko trują wszystkim dupę?
- Chyba jednak jesteś dla nich zbyt surowy - powiedziała łagodnie Barbra. - Mnie interesuje to, co mówią. Polityka ma jednak duży wpływ na nasze życie. A mnie się podoba to, co mówi Wojciech, Pingvin i Zak. I Jankiel. - dodała.
Rudy wzruszył ramionami. Moni piła ze spokojem wino.
- Jeśli chodzi o ustroje - ciągnęła Redorov - to mnie się marzy coś jeszcze lepszego niż demokracja. Mianowicie system, w którym nie będzie żadnej własności prywatnej, wszystko będzie państwowe. I każdy będzie mieć wszystkiego po równo! - zakończyła z pasją.
Jankiel na te słowa popukał się w czoło. A Zak chwycił za lutnię:
- Tra-la-la, tra-la-la - zaintonował - Podzielimy równo, dla wszystkich bogactwa, dla Redorov gówno.
Wszyscy oprócz Milo, Icywinda i Redorov się roześmiali. Ta ostatnia zrobiła się czerwona na twarzy.
- Z czego się śmiejecie? - oburzył się Milo - Wszyscy mamy równe żołądki!
- Wszyscy, z wyjątkiem Wojciecha - szepnęła z przekąsem Sharvari do Kasi. - Jego żołądek jest ze dwa razy większy od innych. Albo i trzy razy. - Obie dziewczyny zaśmiały się cicho.
- Ludzie nigdy nie będą równi! - wykrzyknął Wojciech. - Tylko idiota może tak pomyśleć! A likwidacja własności prywatnej to już w ogóle kompletny debilizm. Czemu pracujący mają płacić za utrzymanie darmozjadów?
- Cicho bądź dzieciaku! - krzyknął do niego Milo - Ty w życiu nie przepracowałeś nawet jednego dnia.
- Twoje zdanie mnie nie obchodzi lewaku - odparował mu Wojciech. - Ani zdanie tamtej kretynki - wskazał na Redorov.
- To już szczyt bezczelności! - wściekła się dziewczyna z sierpem i młotem w herbie - Jesteś zasranym oszołomem!
Na te słowa Pingvin i Zak wstali w obronie Wojciecha. Icywind poparł Milo i Redorov. Zaczęło się wzajemne obrzucanie wyzwiskami.
- Cisza! - zawołała Sharvari. - Siadać na dupach, albo was zdzielę po pyskach, bez względu na płeć. I będziecie mieć tą swoją równość!
Tym razem jednak jej groźby nie przyniosły oczekiwanego skutku. Przeciwnie, do dotychczas wypowiadających się dołączyli nowi goście, nawet ci, którzy wcześniej nie zabierali głosu w sprawie polityki. Robił się coraz większy harmider i galimatias. Niemal wszyscy już stali i pokrzykiwali coś do siebie nawzajem. Rzucane wyzwiska były coraz głośniejsze i coraz bardziej obelżywe. Sharvari, Kasia i Słownik próbowali interweniować i uspokoić wszystkich za pomocą próśb i gróźb. Na próżno. Drażliwy temat i wypity alkohol sprawiły, że teraz wszyscy byli jak w amoku. Wszystko wskazywało na to, że lada chwila dojdzie do rękoczynów.
- CICHO BYĆ DO KUR.WY NĘDZY!!! - ryknął nagle Bartłomiej tak potężnie, że aż cała izba zadrżała, od posadzki aż po strop. - ZAMKNĄĆ SIĘ ALBO WSZYSTKICH WYPI.ERDOLĘ Z GOSPODY!
W kuchni śpiący i wsparty o kocioł WLSZ obudził się tak wystraszony, że w końcu wpadł do środka, brudząc się cały gulaszem. Na szczęście zupa już dawno wystygła.
Tymczasem w izbie panowało sięgające zenitu zdumienie. Niektórzy rozdziawili szeroko gęby, nikt jednak nie śmiał się odezwać. Było tak cicho, że można było usłyszeć pierdnięcie komara. Atmosfera nadal jednak była napięta, niczym stringi na zadzie Wojciecha.
- Zrozumcie - powiedział pojednawczo oberżysta. - Wszystkich was lubię i każdy jest tu mile widziany. I dlatego też nie chcę, byście się wzajemnie obrażali, a już na pewno nie tłukli między sobą. Ta gospoda ma być miejscem wesela i odprężenia, a nie smutków i trosk. Te mamy na co dzień. - I zawołał wesoło: Kolejka dla wszystkich na mój koszt!
To ostatecznie rozładowało napięcie.
- Taką propozycję to ja rozumiem! - podchwycił Jankiel. I dodał: - Alkoholu i pacierza nigdy nie odmawiam.
W tym momencie otworzyły się drzwi do gospody i w progu stanął kolejny gość. Wyglądał dość tajemniczo. Nosił długą czarną pelerynę, a na głowie miał szeroki kapelusz, przysłaniający jego twarz. Dookoła głowy miał też założoną czarną opaskę, z dwoma dziurami na oczy. U pasa miał przewieszoną dziwną broń.
- Buenos dias - przywitał się.
- Buenos Aires - zażartował Widzu.
Przybysz wszedł do środka i zajął jeden z wolnych stołów. Zamówił dla siebie piwo, a widząc ciekawskie spojrzenia pozostałych, postanowił się przedstawić.
- Nazywam się Qtasiorro - oznajmił z wyczuwalnym obcym akcentem. - Pochodzę z dalekiej Iberii.
- Ciekawy przydomek - rzekł Jankiel. - Mógłbyś nas oświecić zacny przybyszu skąd on się wziął?
- To od mojego znaku rozpoznawczego - wyjaśnił nieznajomy. - Jestem łowcą nagród i zajmuję się ściganiem bandytów, złodziei i tego typu łotrów. A że najczęściej straszne z nich kutasy, właśnie taki symbol wycinam im na skórze moją bronią.
- Niezwykły oręż - przyznał Jankiel, przyglądając się broni z ciekawością. - To broń kłująca?
- Zgadza się - odparł tamten - Nazywa się ona Szpada. W moich stronach używa się jej powszechnie. Jest bardzo lekka i poręczna, a w ręku kogoś, kto nią dobrze włada potrafi być zabójcza. Niejeden złoczyńca, którego nią posiekałem, mógłby o tym zaświadczyć. A i kutasy wycina się nią przyjemnie - zakończył ze śmiechem.
- A zatem powiadasz, że ścigasz bandytów. - odezwał się Bartłomiej - Ilu ich jest?
- To liczna banda - odrzekł Qtasiorro. - Prawdę mówiąc zbyt liczna, nawet dla mnie. Jest ich co najmniej kilkunastu, może nawet więcej. Właściwie to głównie w tej sprawie tu zajechałem. Oprócz bowiem posilenia się i noclegu, chcę zwerbować chętnych do stworzenia drużyny, która pomoże mi ich złapać. Za każdego z nich jest wyznaczona wysoka nagroda! Przyda mi się każda pomoc - oznajmił.
- To może być ciekawe - zastanawiał się Jankiel. - Można przeżyć niezłą przygodę i przy okazji trochę się wzbogacić. Ja chyba dołączę. Mój skośnooki kompan, który ciągle siedzi w sraczu, zapewne też. A wy? - zwrócił się do Icywinda i Widza. Ten pierwszy po chwili namysłu potwierdził, że pojedzie. Widzu strasznie marudził, ale w końcu też dał się przekonać.
- W którą stronę chcesz się udać? - zapytał przybysza karczmarz.
- Ci, których będziemy ścigać udali się na wschód - odpowiedział Qtasiorro.
- Czyli w stronę stolicy - podsumował Bartłomiej. - Masz szczęście. Większość moich gości udaje się właśnie w tamtym kierunku. Nawet Wojciech. Może zbierzesz nawet całkiem dużą grupę. Mamy tu Tropiciela, Archeologa i kilka innych ciekawych osobowości. Niektórzy władają dobrze bronią. Ja sam nie pojadę, muszę pilnować oberży. Jeśli jednak któryś z moich pracowników zechce się z tobą wybrać, nie będę robić przeszkód. - spojrzał za okno. Zmierzchało już i wyraźnie się ochłodziło. Zaczynał padać delikatny śnieg. - Nadchodzi zima - dodał dziwnym głosem gospodarz. - Wkrótce ruch tu będzie znacznie mniejszy. Dam tu sobie radę sam. WLSZ mi pomoże. O ile będzie trzeźwy rzecz jasna.
- Spokojnie - rzekł Qtasiorro do wszystkich zgromadzonych, widząc że nadal większość z nich się waha. - Nie musicie mi od razu odpowiadać. Dam wam czas do jutra. Prześpijcie się z tym wszystkim. A o życie się nie bójcie. Jak wyruszymy większą grupą, może uda nam się ich zaskoczyć i pojmać bądź pokonać bez szwanku dla nas. I pamiętajcie, że czeka sowite wynagrodzenie!
- Ja tymczasem - przybysz wstał od stołu, dopiwszy piwo - udaję się na spoczynek. Wielce jestem znużony dzisiejszym dniem. Adios! - pożegnał się i skierował ku pokojom dla gości na piętrze gospody.
- Adios! - odpowiedzieli pozostali.
- O co chodzi? - zdziwił się Adijos.
- I co ty na to? - zapytała Moni Brzozika. - Ja bym się chętnie wybrała. Zawsze to jakaś przygoda.
- Czy ja wiem? - odpowiedział rudy z wahaniem. - Mieliśmy spędzić ten tydzień razem, tylko we troje.
- Zgódź się, proszę - odezwała się Barbra - Prosimy, prosimy!
- No już dobrze, dobrze - zgodził się rudy - Pojedziemy.
Barbra pocałowała Brzozika w jeden policzek, a Moni w drugi. Rudy znów się uśmiechnął szeroko do Jankiela i Widza. Brodacz i jego kompan ponownie patrzyli na niego wkurzeni.
- No dobra - Jankiel szybko chciał się skupić na czymś innym. - Zdecydowaliśmy już, że jedziemy. Przydałby się jednak jakiś dobry plan okolicy. - Hej, młoda damo! - zawołał do Asik. - Podobno masz talent do rysunków. Może sporządziłabyś dla nas jakąś mapę? Oczywiście zapłacimy.
- Umiem rysować, ale nie mapy, lol - odpowiedziała Asik.
- Dziwnie jakoś gada - zdumiał się Jankiel.
- Umie rysować i malować, ale nie jest kartografem - wyjaśnił Bartłomiej. I dodał: - Sharvari i Kasia też mają talent do rysunków. Ta pierwsza potrafi sporządzać dobre plany w różnej skali, na pewno wykona dla was mapę jeśli ją ładnie poprosicie. Może nawet razem z Kasią wezmą udział w tej wyprawie. Jeszcze coś mi chodzi po głowie...
- Może jakiś owad? - zażartował Widzu.
- Ech, Widzu...
- Jeśli udajecie się na wschód - podjął oberżysta - będziecie musieli przeprawić się przez Zatokę Mgieł. Obejście jej zajęłoby wam zbyt duży szmat czasu, pewnie z kilka miesięcy. A przeprawa może być niebezpieczna - ostrzegł ich. - Te wody są groźne i nie mam tu na myśli tylko sztormów i szkwałów. Na przepływające statki kupieckie często napadają korsarze, a ich dowódca, V - r Łupieżca cieszy się złą sławą. Pływa on na drakkarze "Mroczne Widmo" i okrada, gwałci i zabija wszystkich, którzy mu wpadną w ręce. W tej właśnie kolejności. Zachowajcie czujność.
- Będziemy o tym pamiętać - zapewnił Jankiel. - Chociaż przy mojej charyzmie i dyplomatycznym talencie może uda mi się z nim dogadać - rzekł wesoło.
- Mam wykształcenie marynistyczne - powiedziała Moni. - To się wam na pewno przyda.
- Jest taki przesąd, że zabranie kobiety na pokład statku przynosi pecha - wtrącił Widzu zaniepokojony.
- W dupie mam przesądy! - odrzekła na to Moni. - A prawdziwego pecha będziecie mieć, jak mnie nie zabierzecie - dodała groźnie.
- Oczywiście, nie chciałem nic sugerować... - Widzu przełknął nerwowo ślinę.
- Spokojnie, ja też nie wierzę w przesądy - zapewnił Jankiel. - Każdego chętnego na wyprawę na pewno zabierzemy. Nawet Wojciecha. No co? Nie patrzcie tak na mnie! W starciu z bandytami przyda się każdy dodatkowy człowiek. A i zabawniej będzie w podróży - dodał kpiąco.
- Na mnie nie liczcie - odezwał się Ismailes, chociaż nikt go o nic nie spytał - Mam tu żonę i dziecko. Ale życzę wam powodzenia!
- Dziękujemy - odpowiedzieli uprzejmie.
- I uważajcie przy tej Zatoce, tam jest dużo wody. A woda jest strasznie mokra. Można się zamoczyć - dodał Ismailes.
- Będziemy o tym pamiętać, wielkie dzięki - zadrwił Jankiel.
- Do usług - Ismailes się ukłonił, nie wyczuwając oczywiście sarkazmu.
- Oj Bryllant, Bryllant - zaśmiał się serdecznie Brzozik. Moni i Barbra również się zaśmiały. Po chwili śmiali się już niemal wszyscy w izbie.
- No co? - zdziwił się zdezorientowany Ismailes - Co ja takiego powiedziałem?
Za oknem było już całkiem ciemno. Zapadła noc. Izba w gospodzie "Pod ciętą ripostą" zaczęła pustoszeć, wszyscy powoli udawali się na górę. Bartłomiej dopijał jeszcze ze stołów resztki niedopitych trunków. WLSZ wydostał się z kotła i w końcu zaczął trzeźwieć. Goście powoli szykowali się do snu.
Następny dzień zapowiadał się niezwykle interesująco. Miała uformować się drużyna, która ścigać będzie bandytów, pokonując po drodze wiele czyhających na nich niebezpieczeństw.
Prawdziwa przygoda naszych bohaterów miała się dopiero rozpocząć...

KONIEC

Teraz kilka słów ode mnie:

1) Na początek przepraszam wszystkich, o których napisałem niewiele albo wcale - na naszym forum mamy kilkudziesięciu aktywnych userów, a ja o każdym chciałem skrobnąć przynajmniej kilka słów. Do tego jest też kilka osób znanych z mistrzów, które tu się nie zarejestrowały, ale o których też chciałem napisać - w końcu oni też tworzą (tworzyli) historię strony Mistrzowie.org. Starałem się nikogo nie pominąć. Mimo wszystko zdaje sobie sprawę, że na pewno znajdą się osoby, które też zasługiwały na to, by je uwzględnić, a mimo to je pominąłem. Nie zrobiłem tego celowo więc proszę o wyrozumiałość :)

2) Przepraszam też za wszystkie błędy językowe, interpunkcyjne, ortograficzne itd. - nie jestem zawodowym pisarzem, nie piszę nawet opowiadań do szuflady - postanowiłem sobie ot tak stworzyć krótką historyjkę o userach z tego forum i z mistrzów - głównym celem miało być upamiętnienie Was i przy okazji zrobienie tego w sposób w miarę zabawny. Nie miałem aspiracji tworzyć powieści ;) Stąd też brakuje bardziej szczegółowych opisów okolicy, gospody, ubrań, osób, uzbrojenia itd. Uznałem, że nie są one konieczne.

3) Zakończenie jest napisane w taki sposób, by można było zrobić kontynuację - jeśli ktoś ma ochotę i pomysł to niech śmiało pisze :) Celowo użyłem tylko kilku nazw geograficznych, nie precyzując bliżej gdzie dzieje się akcja, jak nazywa się królestwo i stolica itp. - pozostawiam to Waszej wyobraźni :) Podobnie sprawa ma się z tym, kto właściwie wyruszył z Qtasiorrem - to kwestia otwarta i do zagospodarowania w ewentualnych dalszych opowiadaniach.

4) O sobie umieściłem tylko krótką wzmiankę. Nie chciałem umieszczać siebie w centrum wydarzeń (w gospodzie) bo to by budziło pokusę do nadużywania swojej postaci, a poza tym byłbym nieobiektywny - lepiej patrzeć na siebie oczyma innych :) Jeśli ktoś chce pisać kontynuacje lub jakieś poboczne opowiadanie, może gdzieś tam mnie umieścić - ktoś, kto biega w kilcie jest zawsze dobrym materiałem do parodii :D

5) Wszelkie podobieństwa bohaterów opowiadania do osób z forum i z mistrzów są celowe i jak najbardziej nieprzypadkowe :P
Copyright by Davos

Dziękuję za uwagę :)
_________________
Ostatnio zmieniony przez Davos 2014-05-02, 19:03, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
JankielKindybalista85 
Loża Szyderców
Zwykły szary żydomason


Wiek: 65
Dołączył: 11 Lis 2013
Posty: 16123
Skąd: Wolne Miasto Nowa Huta

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 01:19   

Aleś się wkopał. Ja też już próbowałem tu wrzucić coś dłuższego (zresztą po wyraźnych namowach wielu użytkowników) I co? I gremialne "LOL, didn't read!" :-D

Może Ty będziesz miał więcej szczęścia. Ja to na pewno w którąś bezsenną nockę przeczytam. Acz nie dziś bo ta nocka zaraz będzie senna.

Gratuluję dwutysięcznego postu ale Szkocji nie wyzwoli nawet milion! B)
_________________
I'M TOO OLD FOR THIS SHIT!
........................
#seniorwinternetach #fascynującaanegdotka #lata90tetoapogeumludzkiejcywilizacji #gettudaczopa
........................
The Mission // Dead Poets Society // Boyz n the Hood // Fisher King // Bronx Tale // Trainspotting // Chasing Amy // Big Lebowski // Fight Club // Human Traffic // Samotari.

Czyli apgrejdowana złota 11tka filmów, które uczyniły mnie Jankielem. Obejrzyj wszystkie i zostań mną. Polecam - 8.73/10
 
 
V - r 
Loża Szyderców


Dołączył: 16 Kwi 2014
Posty: 8065

Medale: 1 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 01:24   

A ja przeczytałem i muszę powiedzieć, że naprawdę masz talent :> Bardzo przyjemnie się czytało i chciałbym zobaczyć kontynuację :>
 
 
Samara 
Loża Szyderców
1=t, 2=y, 3=g, 4=h


Wiek: old
Dołączyła: 13 Lis 2013
Posty: 1050
Skąd: studnia

Medale: 7 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 01:25   

No pewnie, od razu nikt nie czyta... :P Nie rób z nas takich leni : D Ja czytałam opowiadania zarówno Jankiela jak i Davosa. Uwielbiam takie historyjki i strasznie mi się podobało : D Podobieństwo postaci jest ogromne :-D Uśmiałam się przy tym i polecam przeczytać, bo naprawdę warto ^_^ Wyszło Ci genialnie ;)
_________________
 
 
Davos 
Überszlachta
Freeeedooooom!


Wiek: Tak
Dołączył: 18 Wrz 2013
Posty: 23587
Skąd: Litwini wracają?

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 01:29   

Dzięki :) Cieszę się, że dostarczyłem Wam trochę radochy :)

JankielKindybalista85 napisał/a:
Aleś się wkopał. Ja też już próbowałem tu wrzucić coś dłuższego (zresztą po wyraźnych namowach wielu użytkowników) I co? I gremialne "LOL, didn't read!" :-D


Brałem to pod uwagę, aczkolwiek moje opowiadanie o tyle różni się od innych, że opisywałem tych, którzy tu przesiadują i założyłem, że może z czystej ciekawości sprawdzą, co o nich nabazgrałem :D

A Twojego wiersza jeszcze nie zdążyłem przeczytać, ale zrobię to na pewno do końca weekendu majowego - może nawet jutro (właściwie dziś). Wreszcie mam trochę czasu więc za to zabiorę się jak tylko nadrobię zaległości na forum :)
_________________
 
 
Adijos 
jest tu


Dołączył: 21 Wrz 2013
Posty: 4806
Skąd: P./B.

Medale: 3 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 10:31   

Niezłe :D Jestem po części pierwszej i dalej zapowiada się ciekawie. Może zostaniesz pisarzem? :D

To kto robi kontynuację? ;)
_________________
Powiedziałbym, że w życiu cenię forumków. Eeem… Forumków którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, i, co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga… się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem. I dziękuję Bartkowi82r. Życie to Gość.
 
 
Moris299 
Człowiek-Węgiel
Deus Ex Machinae


Wiek: 299
Dołączyła: 20 Wrz 2013
Posty: 20016
Skąd: Novigrad

Medale: 33 (Więcej...)

Ostrzeżeń:
 1/3/5
Wysłany: 2014-05-01, 11:43   

Dziś wieczorem przeczytam! :D
_________________
 
 
SlownikOrtograficzny 
Zwykły użytkownik
Be chuju are


Wiek: XXI
Dołączył: 21 Wrz 2013
Posty: 3088
Skąd: Nienack, Masaczustets

Medale: 6 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 12:24   

Niezła historia.
10/10 za żarty Widza. :D
A teraz uciekam, zanim Jankiel zauważy, że tu byłem.
_________________

Moje myśli to jebni❤cie.🛀
 
 
JankielKindybalista85 
Loża Szyderców
Zwykły szary żydomason


Wiek: 65
Dołączył: 11 Lis 2013
Posty: 16123
Skąd: Wolne Miasto Nowa Huta

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 13:41   

SlownikOrtograficzny napisał/a:
A teraz uciekam, zanim Jankiel zauważy, że tu byłem.


Too late motha fucka! Masz u mnie kwity! :-D

A teraz na temat:

No Panie Davos! Napracowałeś się pan naprawdę sporo a efekt tej pracy jest co najmniej zadowalający. Naprawdę niezłe. Zgrabna konstrukcja, kilka niezłych grepsów, zdarzyło się zaśmiać. Podobało mnie się to! I w ogóle miło mi, że jest mnie w tej opowieści tak dużo. Rozumiem, że to rewanż za bycie w finale Wielkiej Gry. No i dzięki tej historii wreszcie mogłem pogadać sobie z Bartkiem bo jakoś tak wyszło, że przez te miesiące na forum zamieniłem z nim może 4 zdania/posty. Opowiadanko jak najbardziej na plus!

Acz, jako gość, który mnóstwo rozmaitych rzeczy pisze i czasem go nawet ktoś za to nagrodzi, czuję się kompetentny więc pozwolę sobie - obiektywnie i wyłącznie z czystej życzliwości - ciuteńko ponarzekać:

Niektóre zwroty powtarzałeś zbyt często i zbyt dosłownie (np, te ponaglenia by Bartek przedstawiał dalej towarzystwo było niepotrzebne, mógł to robić sam z siebie.) Ogólnie potoczysty dialog trzoszkę przez to zgrzytał. No i drzwi karczmy (swoją drogą kure.wsko wielki hangar! - non stop ktoś wchodził a wolnych stolików i tak było mnóstwo), które otwierały się bardzo często za każdym razem otwierały się "nagle". Kilka razy poleciałeś też "Ismailesem" :) - tam gdzie wystarczała drobna, krótka, cięta aluzja do czegoś/kogoś rozbudowywałeś to do dwóch-trzech wyjaśniających zdań. Zupełnie niepotrzebnie, bo ciętość tych sformułowań przez to znikała a zapewne każdy skumał od razu o co i o kogo chodzi.

Cała historia była również nieco statyczna ale to nie jest wada, bo akurat po prostu inna być nie mogła przy takiej a nie innej konstrukcji opowieści. Która to konstrukcja zresztą była idealnie skrojona do celu, który sobie obrałeś, czyli przedstawienia użytkowników forum.

Poza tą drobnicą wszystko bardzo fajnie. Zbliżają się matury, były egzaminy gimnazjalne więc będzie na czasie podsumować, że zdałeś u mnie część humanistyczną na... 94%! :-D A z matematyki niech Cię Icy egzaminuje. Pozdro!

Ps. Naprawdę wszyscy mnie macie za takiego wulgarnego, zaczepnego kur.wiarza i pijanicę? :( :( :(
_________________
I'M TOO OLD FOR THIS SHIT!
........................
#seniorwinternetach #fascynującaanegdotka #lata90tetoapogeumludzkiejcywilizacji #gettudaczopa
........................
The Mission // Dead Poets Society // Boyz n the Hood // Fisher King // Bronx Tale // Trainspotting // Chasing Amy // Big Lebowski // Fight Club // Human Traffic // Samotari.

Czyli apgrejdowana złota 11tka filmów, które uczyniły mnie Jankielem. Obejrzyj wszystkie i zostań mną. Polecam - 8.73/10
Ostatnio zmieniony przez JankielKindybalista85 2014-05-01, 13:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Antybristler 
Loża Szyderców+


Wiek: Tak
Dołączył: 25 Wrz 2013
Posty: 5407

Medale: 18 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 13:44   

Mi też się podoba :D
Coś jak moje opowiadanie o forum MFO, ale lepsze :P
Ismailes i widzu najbardziej mnie rozbawili ;)
Moja postać trochę przekłamana :D
 
 
widzu 
Junior Admin
To co wpiszesz, będzie pod twoim nickiem.


Wiek: 2 k
Dołączył: 25 Lis 2013
Posty: 22221
Skąd: Village killed by planks

Medale: 14 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 13:44   

JankielKindybalista85 napisał/a:
Ps. Naprawdę wszyscy mnie macie za takiego wulgarnego, zaczepnego córa Koryntu.iarza i pijanicę? :( :( :(


A co ja mam powiedzieć? :/ >:< :P ;)
_________________
Tekst podpisu:
Podpis - dozwolona ilość znaków: 3000
 
 
JankielKindybalista85 
Loża Szyderców
Zwykły szary żydomason


Wiek: 65
Dołączył: 11 Lis 2013
Posty: 16123
Skąd: Wolne Miasto Nowa Huta

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 13:47   

widzu napisał/a:
A co ja mam powiedzieć? :/ >:< :P ;)


No wygląda na to, że najlepiej nic! :-D :-D

:piwo: :piwo: dla Davosa! Za jego zacne opowiadanie i rozbicie przez Anglię obdartych szkockich buntowników!
_________________
I'M TOO OLD FOR THIS SHIT!
........................
#seniorwinternetach #fascynującaanegdotka #lata90tetoapogeumludzkiejcywilizacji #gettudaczopa
........................
The Mission // Dead Poets Society // Boyz n the Hood // Fisher King // Bronx Tale // Trainspotting // Chasing Amy // Big Lebowski // Fight Club // Human Traffic // Samotari.

Czyli apgrejdowana złota 11tka filmów, które uczyniły mnie Jankielem. Obejrzyj wszystkie i zostań mną. Polecam - 8.73/10
 
 
Davos 
Überszlachta
Freeeedooooom!


Wiek: Tak
Dołączył: 18 Wrz 2013
Posty: 23587
Skąd: Litwini wracają?

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 14:11   

^AdijoS^ napisał/a:
Może zostaniesz pisarzem? :D


Raczej nie planuję ;)

JankielKindybalista85 napisał/a:
I w ogóle miło mi, że jest mnie w tej opowieści tak dużo. Rozumiem, że to rewanż za bycie w finale Wielkiej Gry


Może i częściowo tak, ale najważniejszy argument był taki, że ktoś musiał tu być głównym bohaterem, wokół którego kręcić się będzie akcja, a Ty jesteś barwną postacią na forum i mistrzach i tchnąłeś tu sporo nowej jakości :) Zatem uznałem, że i Twój udział w opowiadaniu musi być duży. Poza tym przy Twojej postaci można było przy okazji wtrącić trochę ciekawych aluzji do seksu i alkoholu ;) No i sporą rolę musiał mieć też Bartek, który jako twórca forum został gospodarzem oberży i przedstawiał wszystkich bohaterów.

JankielKindybalista85 napisał/a:

Niektóre zwroty powtarzałeś zbyt często i zbyt dosłownie (np, te ponaglenia by Bartek przedstawiał dalej towarzystwo było niepotrzebne, mógł to robić sam z siebie.) Ogólnie potoczysty dialog trzoszkę przez to zgrzytał. No i drzwi karczmy (swoją drogą kure.wsko wielki hangar! - non stop ktoś wchodził a wolnych stolików i tak było mnóstwo), które otwierały się bardzo często za każdym razem otwierały się "nagle". Kilka razy poleciałeś też "Ismailesem" :) - tam gdzie wystarczała drobna, krótka, cięta aluzja do czegoś/kogoś rozbudowywałeś to do dwóch-trzech wyjaśniających zdań. Zupełnie niepotrzebnie, bo ciętość tych sformułowań przez to znikała a zapewne każdy skumał od razu o co i o kogo chodzi.


Dzięki za uwagi, wezmę je pod uwagę :) A z wielkością gospody miałem trochę problem - chciałem, żeby wszyscy siedzieli obok siebie i żeby każdy każdego słyszał, bo gdybym zrobił np. kilka różnych sal, to byłoby ciężko z poprowadzeniem dialogów, do których włączały się różne osoby. Na początku opowiadania napisałem, że gospoda jest "okazała", ale to i tak pewnie nie rozwiązuje wystarczająco problemu z nienaturalnie większą izbą, w której wszyscy siedzą.

JankielKindybalista85 napisał/a:
Zbliżają się matury, były egzaminy gimnazjalne więc będzie na czasie podsumować, że zdałeś u mnie część humanistyczną na... 94%!


Dzięki, idę opijać zdany egzamin :D

JankielKindybalista85 napisał/a:
Ps. Naprawdę wszyscy mnie macie za takiego wulgarnego, zaczepnego kurw.iarza i pijanicę? :( :( :(


Antybristler napisał/a:
Moja postać trochę przekłamana :D


Cytat:
A co ja mam powiedzieć? :/ >:< :P ;)


Wasze postacie, podobnie jak i inne, są trochę przejaskrawione :D Nie uważam Jankiela za, jak to on sam ładnie nazwał, "kur.wiarza i pijaka", podobnie jak Antka za nudziarza czy Widza za mistrza sucharów :D Nie uważam też Bartka za strasznego opoja :D No, ale skoro Jankiel często na sb wrzuca aluzje do seksu i pisze, że lubi wypić kilka piw (podobnie Brzozik), Antek ma obsesję na punkcie żółwi, a Widzowi czasami wypominacie suchary (mnie jego niektóre żarty śmieszą ;) ) to postanowiłem to wykorzystać w opowiadaniu i trochę Was sparodiować ;) Bartek z kolei ma takiego zacnego żula w avatarze, że to również trzeba było jakoś odpowiednio podkreślić :)
Co ma powiedzieć biedny Ismailes, z którego tu zrobiłem lekkiego głupka? :P Mam nadzieję, że jeśli kiedykolwiek to przeczyta to się na mnie nie obrazi, bo ja tam gościa lubię. Podobnie jak Was wszystkich :)

Dziękuję za wszystkie słowa uznania, a za uwagi krytyczne dziękuję tym bardziej - na pewno się przydadzą :)

No i zostać pochwalony za opowiadanie od Jankiela - no to już jest coś! :D
_________________
Ostatnio zmieniony przez Davos 2014-05-01, 15:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Adijos 
jest tu


Dołączył: 21 Wrz 2013
Posty: 4806
Skąd: P./B.

Medale: 3 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 15:13   

Davos napisał/a:
a Widzowi czasami wypominacie suchary (mnie jego niektóre żarty śmieszą ;)
_________________
Powiedziałbym, że w życiu cenię forumków. Eeem… Forumków którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, i, co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga… się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem. I dziękuję Bartkowi82r. Życie to Gość.
 
 
Davos 
Überszlachta
Freeeedooooom!


Wiek: Tak
Dołączył: 18 Wrz 2013
Posty: 23587
Skąd: Litwini wracają?

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 15:35   

Oj tam, oj tam :D Nikt z nas nie jest aż tak zabawny, żeby dosłownie każdy jego żart podobał się wszystkim ;)

Zapomniałem odnieść się do jednej rzeczy:

JankielKindybalista85 napisał/a:
Cała historia była również nieco statyczna ale to nie jest wada, bo akurat po prostu inna być nie mogła przy takiej a nie innej konstrukcji opowieści. Która to konstrukcja zresztą była idealnie skrojona do celu, który sobie obrałeś, czyli przedstawienia użytkowników forum.


Ano właśnie, akcji tu było jak na lekarstwo, ale głównym założeniem miało być przedstawienie bohaterów. A że było ich kilkudziesięciu to i historia stała się dosyć statyczna. I powiem szczerze, że tak było mi łatwiej. Pisanie dalszego ciągu byłoby jednak trudniejsze, bo trzeba by było wymyślić jakąś fabułę, która trzymałaby się kupy (ostatnie słowo ze specjalną dedykacją dla ZSK). Warsztat literacki można zawsze poprawić, ale jak brakuje pomysłów co do szczegółowych wydarzeń, które spotkać mają bohaterów to trudno pchnąć akcję do przodu. Ze zwykłymi dialogami między postaciami takiego problemu nie miałem, bo w końcu nasze forum to kopalnia ciekawych osobowości, ich tekstów i różnych dziwnych zachowań :)
_________________
 
 
Love178 
Loża Szyderców
Jim Pickens


Wiek: Elo
Dołączył: 20 Wrz 2013
Posty: 15205
Skąd: Graveyard Restaurant

Medale: 9 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 15:58   

Davos napisał/a:
Pisanie dalszego ciągu byłoby jednak trudniejsze, bo trzeba by było wymyślić jakąś fabułę, która trzymałaby się kupy

Bo za mało przewidujesz wątków miłosnych, tak to jest całe morze możliwości :P
_________________
 
 
Davos 
Überszlachta
Freeeedooooom!


Wiek: Tak
Dołączył: 18 Wrz 2013
Posty: 23587
Skąd: Litwini wracają?

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 18:10   

love178 napisał/a:
Bo za mało przewidujesz wątków miłosnych, tak to jest całe morze możliwości :P


W sumie masz rację, przez forum przewinęło się już tyle różnych konfiguracji miłostek pomiędzy userami, że można by z tego zrobić drugą Modę na Sukces :P
_________________
 
 
SlownikOrtograficzny 
Zwykły użytkownik
Be chuju are


Wiek: XXI
Dołączył: 21 Wrz 2013
Posty: 3088
Skąd: Nienack, Masaczustets

Medale: 6 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 18:57   

Davos napisał/a:
love178 napisał/a:
Bo za mało przewidujesz wątków miłosnych, tak to jest całe morze możliwości :P


W sumie masz rację, przez forum przewinęło się już tyle różnych konfiguracji miłostek pomiędzy userami, że można by z tego zrobić drugą Modę na Sukces :P

Każdy z każdym, gdzie się da i do tego truskawki maczane w bitej śmietanie/czekoladzie? :O
_________________

Moje myśli to jebni❤cie.🛀
 
 
Davos 
Überszlachta
Freeeedooooom!


Wiek: Tak
Dołączył: 18 Wrz 2013
Posty: 23587
Skąd: Litwini wracają?

Medale: 10 (Więcej...)

Wysłany: 2014-05-01, 19:09   

grzejnik007 napisał/a:
Podoba mi się :D Ciekawie przedstawiłeś wszyskich i w ogóle, ale jest jeden minus... zdecydowanie za krótkie. Weź Davos napisz kontynuacje :)
Tym oto sposobem napisałem 500 post :P


Dzięki i gratuluję posta nr 500 :) A dalszego ciągu raczej nie planuję, przynajmniej na razie. Na to trzeba mieć wenę. I czas. Z powodu tego opowiadania zarwałem 3 nocki siedząc do 4 nad ranem, a potem czułem się jak zombie (i pewnie tak wyglądałem). Może napiszę kontynuację z okazji posta nr 10.000 :P

SlownikOrtograficzny napisał/a:
Davos napisał/a:
love178 napisał/a:
Bo za mało przewidujesz wątków miłosnych, tak to jest całe morze możliwości :P


W sumie masz rację, przez forum przewinęło się już tyle różnych konfiguracji miłostek pomiędzy userami, że można by z tego zrobić drugą Modę na Sukces :P

Każdy z każdym, gdzie się da i do tego truskawki maczane w bitej śmietanie/czekoladzie? :O


Dokładnie tak. A oprócz tego skomplikowane relacje rodzinne np. wyjdzie na jaw, że Wojciech jest bratem szwagra wnuka siostry kuzyna dziadka Redorov i w rzeczywistości są rodziną ;) Albo że na tym forum każdy już romansował z każdym, ale też każdy każdego zdradził ;)
_________________
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Czy wiesz, że...

Strona wygenerowana w 0.357 sekundy. Zapytań do SQL: 33