Kondżirupkis spojrzał na zegarek. Okazało się że nie miał zegarka, więc chciał odczytać godzinę z położenia słońca. Popatrzył się na niebo, ale słońce tak go zaślepiło, że pojawiły mu się przed oczami mroczki.
- WYPIERDALAĆ! – krzyknął Kondżirupkis, i mroczki spierdoliły. Chciało mu się pić, ale nie mógł zaspokoić pragnienia, ponieważ urwał mu się kapsel z puszki od piwa. Jeszcze raz spojrzał na niebo. Zdziwił się, widząc nadlatujący samolot.
- Ociechuj! – krzyknął zdziwiony Kondżirupkis
- Ociechuj! – krzyknęli piloci rozbijając się o góry Św. Tomasza z Akwenu
Eksplozja była tak potężna, że bociany w połowie drogi do Afryki, zaczęły nawracać. Kondżirupkis zaśmiał się wesoło, po czym popatrzył w dół. Zauważył że jego genitalia osiągnęły nadludzki rozmiar.
Przestraszył się bardzo, i poszedł w ustronne miejsce żeby obejrzeć swoje narządy. Gdy ściągnął slipy okazało się że pod jego bielizną ukryty był bardzo dziwny stworek.
- Ociechuj! – krzyknął zdziwiony Kondżirupkis
- Ociechuj! – krzyknął stworek, defekując zieloną, niezidentyfikowaną mazią koloru czerwonego.
- WYPIERDALAJ! – krzyknął Kondżirupkis, i stworek spierdolił. Zaczęło burczeć mu w brzuchu, ale nie mógł zaspokoić głodu, ponieważ urwał mu się kapsel od konserwy. Spojrzawszy na niebo, zdziwił się widząc tylko niebo.
- Ociechuj! Krzyknął zdziwiony Kondżirupkis.
Cisza.
- Zaiste, To bardzo dziwny poranek – pomyślał Kondżirupkis, po czym pomaszerował w stronę zachodzącego słońca .
Rozdział 2: Przebudzenie
Kondżirupkis budząc się spojrzał na zegarek. Okazało się że zegarek spóźnia, więc Kondżirupkis postanowił spojrzeć na godzinę później. Rozejrzał się po pokoju, i zauważył coś bardzo dziwnego. Pod stołem leżała przywiązana do jego nogi babcia.
- Ociechuj – krzyknął zdziwiony Kondżirupkis
- Ociechuj – krzyknęła babcia, po czym zaczęła puszczać bąki. Jej pierdy układały się w bardzo znaną melodię. Kondżirupkis próbował sobie przypomnieć skąd ją kojarzy, jednak nie mógł sobie tego przypomnieć, ponieważ nie pamiętał skąd ją kojarzy.
- Spierdalaj ty stara szprycho! - krzyknął wściekły Kondżirupkis. Babcia spierdoliła.
Kondżirupkis otworzył okno, żeby wywietrzyć smród który ulatywał z dupy jego babci. Popatrzył się w dal, i zauważył że w jego kierunku pędzi rozpędzona do granic możliwości szprycha.
- Ociechuj – krzyknął zdziwiony Kondżirupkis, uchylając się w ostatniej chwili przed nadlatującym obiektem.
- Ociechuj westchnęła szprycha. Kondżirupkis chciał jej odpowiedzieć, ale szprycha mu przerwała.
- Myślisz że nie wiem co teraz powiesz? Każdy głupi to wie. Powiesz spierdalaj szprycho, i ja magicznym sposobem spierdolę. Autor który pisze o tobie to opowiadanie jest do bólu przewidywalny, głupszy od worka kartofli, i nie potrafi nawet zainteresować czytającego swoją opowieścią.
- A gówno tam wiesz. Wiesz tyle co zjesz. Czyli nic. Bo szprychy nie jedzą. Nie masz rozwiniętego układu pokarmowego. Z resztą ty nawet nie masz narządów. I wcale nie chciałem ci powiedzieć żebyś spierdoliła.
- Tak, to niby co chciałeś mi powiedzieć zawszony kapciu?
-WYKURWIAJ STĄD! Szprycha zaskoczona wykurwiła. Stąd.
widzu Junior Admin To co wpiszesz, będzie pod twoim nickiem.
Wiek: 2 k
Dołączył: 25 Lis 2013 Posty: 22221 Skąd: Village killed by planks
W ogóle to opowiadanie pisałem na 4000 post, ale zabrakło mi weny na dalsze rozdziały (zawsze tak mam, nie potrafię niczego dokończyć, także ciąg dalszy odpada). No i tak sobie leżało to na dysku i dzisiaj sobie o tym przypomniałem, pomyślałem że chuj wrzucę, tylko obrazki dodam
Całe opowiadanie to miał być w zamyśle jeden wielki absurd, więc musiałem dopasować imię do tego konceptu, i wtedy w głowie pojawił mi się Kondżirupkis, nie mam pojęcia czemu I będzie kontynuacja, już mam dawno napisaną ale posty się nie zgadzają
[ Dodano: 2018-09-28, 19:12 ]
Podczas porządków na dysku, znalazłem kontynuację w pliku tekstowym, który ostatnio był modyfikowany 20 kwietnia 2016 roku. Pomyślałem że wrzucę. Sory że tak chujowo sformatowane, ale nie chce mi się z tym bawić już.
Droga - prolog
Kondżirupkis budząc się podrapał się po twarzy. Zawsze go swędziało gdy się nie ogolił.
Podrapał się także po jajkach, mimo że tam był zawsze łysy.
Planował tego pięknego, deszczowego poranka udać się do swojego kumpla Sarakomasoniterkowa.
Zawsze zastanawiało go dlaczego ma takie dziwne imię, lecz wtedy dochodził do wniosku
że imię Kondżirupkis jest też wystarczająco głupie.
Codzienny poranny rytuał Kondżirupkisa obejmował przewracanie lewej skarpety na lewą stronę
i prawej na prawą, drapanie się po jajkach mimo że tam był zawsze łysy i nakładanie
prawej nogi na lewą skarpetkę, i prawej skarpetki na lewą nogę.
Był praktycznie gotowy do wyjścia. Zapomniał jedynie o jednej rzeczy, mianowicie
nie ogolił się. Gdy już wyciągał swoją maszynkę, doszedł do wniosku że nie będzie
mógł się podrapać po twarzy. Schował więc maszynkę, drapiąc się po twarzy. Podrapał
się także po jajkach mimo że tam był zawsze łysy, po czym udał się do Sarakimasoniterkowa.
- Co za zjebane imię - pomyślał Kondżirupkis, drapiąc się po twarzy.
Droga
Kondżirupkis idąc polną ścieżką wyłożoną asfaltem słyszał za plecami drwiące śmiechy. Obrócił
się więc w drugą stronę i szedł dalej. Minęła godzina. Kondżirupkis popatrzył się za ramię,
i jego oczom ukazała się pacha. Podrapał się po pasze, mimo że tam był zawsze łysy.
Przeszedłwszy kilka metrów zszokowany Kondżirupkis przystanął. Zapomniał podrapać się po
twarzy. Podrapał się więc po twarzy gdyż zawsze go swędziało gdy się nie ogolił.
Przeszedłwszy kilkanaście metrów zszokowany Kondżirupkis znów przystanął. Zdał sobie sprawę
że jego twarz wcale go nie swędziała. Przerażony Kondżirupkis pobiegł czym prędzej do rzeczki.
Składała się ona w 100% z wody, co zawsze fascynowało Kondżirupkisa. Przyglądnął się swojemu
odbiciu które odbijało się od wody. Okazało się że był ogolony. Kondżirupkis zapłakał. Okazało się że nie lecą mu łzy
z oczu więc wyciągnął z kieszeni cebulę i zaczął zdzierać z niej warstwy.
Gdy tak płakał drapał się po twarzy i po jajkach, mimo że tam zawsze był łysy.
Zenon szedł dalej. Przeszedłwszy kilkadziesiąt metrów przestraszony Kondżirupkis przystanął.
Zboczył na plażę nudystów. Zdziwiło go że Wszyscy byli ubrani w ortalionowe worki na zwłoki.
Zdziwiony Kondżirupkis jednak nie miał czasu na razie o tym rozmyślać. Sciągnał koszulkę.
Popatrzył się za ramię i jego oczom ukazała się pacha. Zenon zbielał ze strachu.
Była cała we włosach. Ściągnął spodnie i majtki i jego oczom ukazał się penis na worze.
Kondżirupkis zzieleniał ze strachu. Był cały we włosach. Zzieleniały i zdziwiony Kondżirupkis obejrzał
się na około, teraz zrozumiał. To nie plaża nudystów. To prosektorium pod palmą.
Kondżirupkis spojrzał na niebo. Nie zobaczył słońca, więc uznał że jest noc. Nie pozostało
mu nic inengo jak zawinąć się w worek na zwłoki i przeczekać do rana. Odwinął
pierwszy worek z brzegu i wszedł do środka. Ku jemu zdziwieniu w środku była jego
prababcia Ludmiła.
- Co za zjebane imię - pomyślał Kondżirupkis, drapiąc się po jajkach.
Ostatnio zmieniony przez ChodnikowyWilk 2018-09-28, 18:16, w całości zmieniany 1 raz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum