To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Mistrzowie.org Forum Oficjalne
forum zrzeszające użytkowników serwisu mistrzowie.org

Humor - Najlepsze copypasty

widzu - 2019-01-24, 00:08

Jak tak wam smutno, że wam petarda psa straszy, to sobie kupcie psa myśliwskiego, a nie burka, co prócz ujadania na ludzi gdy Ci rano idą do pracy, nie wnosi do życia nic ciekawego. Ja miałem jagdteriera - mały, smukły, a zachowywał się jak pierdolony rambo. Twój piesek boi się petard? Sra pod siebie gdy ktoś powie przy nim "achtung"? Mój kurwa gonił te jebane petardy i robił salta jak wybuchły 2 metry od niego. Taki kurwa zabawny typ. Ty się boisz że Ci się piesek zesra w sylwestra, a ja się bałem, że mu ryj urwie, jak skurwysyn puścił się sprintem za 100 gramową petardą żeby ją dojebać zanim wybuchnie. Czym Ty się możesz pochwalić? Że twój piesek ładniej wygląda? Mój też ładnie wyglądał - szczególnie gdy kurwa nasmarował pysk barwami wojennymi, schował szable pod skórę, kilka granatów w łapie i obwieścił, że idzie spuszczać wpierdol, chędożyć i nie wie kiedy wraca. Jeszcze potem wracał i flaszke stawiał. To jest kurwa pies, a nie Kajtek, co umie jedynie żreć Pedigree, srać i chować się pod sofę na dźwięk eksplozji piratki. Zapamiętajcie to sobie.
Lilith - 2019-01-24, 00:15

Moja matka jest fanatyczką tureckiego serialu „Wspaniałe stulecie” Najgorsze. Pół domu zajebane jest wydrukowanymi (i zbindowanymi!) artykułami z internetu, ciekawostkami i innymi materiałami dotyczącymi serialu. Druga połowa zawalona jest Światem Seriali, Tele Tygodniem czy „Z życia sułtanki” xD. Wszędzie artykuły o Wspaniałym Stuleciu. Ile razy zdarzało mi się poślizgnąć na tym gównie i wylądować w szpitalu ze skręconym nadgarstkiem albo obitą dupą. Ostatnio jak byłem w szpitalu na jakiś randomowych badaniach pielęgniarka z rejestracji od razu chciała dzwonić po chirurga z urazówki że znowu mam dupsko obite. Co tydzień matka robi objazd po kioskach w mieście aby skompletować najnowsze informacje o życiu topkapijskiej śmietanki. Byłem na tyle głupi że nauczyłem matkę po forach się poruszać. Nie dość że cały dom zajebany tym gównem o serialach to jeszcze siedzi ciągle w necie i kręci gównoburze z innymi Grażynkami o to która sułtanka miała ładniejszą suknie. Potrafi siedzieć i drzeć morde do monitora jak czyta negatywne opinie o Malkoczolu Balibeju albo innym księciu Mustafie xD. Kiedyś jak mnie wkurwiła założyłem tam konto i ją trolowałem pisząc jakieś gówna w stylu „Hurem dławi się sułtańskim chujem”. Matka nie nadążała z parzeniem sobie, oczywiście tureckiej, kawy na uspokojenie. A i bym zapomniał - na forum za najebanie 10k postów ma już rangę "MAHIDEVRAN". Nawet w pracy, razem z koleżankami, poustawiała na tapety na wszystkich komputerach wizerunek Balibeja...
Dzień w dzień czy zimno czy ciepło siedzi od 15.50 wlepiając gały w telewizor i ogląda tureckie cudo. Co wyjde z piwnicy posiedzieć z nią i z babką to widzę albo tę kurwę, sułtankę Hatice która od 50 odcinków płacze, albo innego Selima/Bajazyda/Lutfi Paszę którzy walczą o władze. Szlag mnie jasny trafia. Dobrze że stary ma na to wyjebane (sam jest fanatykiem ale gry na gitarze - to już inna historia) i nie wdaje sie w dyskusje z matką.
Dzięki otwartości Telewizji Polskiej na obcą kulturę, matka sobie urządziła popołudnie z zasranym stuleciem. 15.50 - powtórka odcinka z dnia poprzedniego na TVP1, 17.00 - powtórka odcinka z poprzedniego sezonu na TVP Historia, 18.30 - aktualny odcinek na TVP1. I nie można było zejść, powiedzieć cokolwiek bo "CICHO KURWIU OGLĄDAM SUŁTANKĘ".
Raz, jak pojechałem na zajęcia terenowe w ramach studiów coś mnie tknęło żeby sprawdzić historie Youtuba. I co tam widze? Matka na moim koncie (nie wylogowałem się przed wyjazdem) oglądała odcinki sułtana stulejmana w oryginale bo nie mogła się doczekać nowego sezonu.
Największą traumę wywiera na mnie to że mamusia nazywa mnie Ibrahimem Paszą i to wszystko dlatego że mam zarost na mordzie. Pora najwyższa się wyprowadzić. W moim 22 letnim życiu doznałem wielu upokorzeń, ale to boli najbardziej. I to od własnej matki.
Dobrze że nie wnikam w to bardziej niż musze i że to jest tylko serial. Jakby matka kupiła sobie razem z innymi Grażynkami replikę pałacu Topkapi razem z haremem i kręciły inby o to która w danym dniu rządzi, to rozważyłbym już leczenie psychiatryczne. Ale pewnie lekarka też by była fanką serialu.
Kiedy w TV wyemitowano odcinek w którym sułtanka Hurem wyciągnęła kopyta odetchnąłem z ulgą na myśl o tym że serial właśnie się skończył. Nic bardziej mylnego. Farsa trwała jeszcze z miesiąc, ale szczęśliwie doczekałem momentu gdy Wspaniałe Stulecie się skończyło.
Teraz ze strachem w oczach czekam na kontynuacje serialu który ma opowiadać chyba o wnuczętach wielkiej Roksolany...

[ Dodano: 2019-01-25, 00:43 ]
Dzień dobry, mam 52 lata, całe życie w IT, od 7 lat za granicą (obecnie w Korei Północnej), programista FullStack. Nie mam konta na FB, Instagramie i Twiterze. Programy piszę ołówkiem na kartce papieru, kompiluję na liczydle. Z innymi ludźmi kontaktuję się przy pomocy telegrafu, sygnałów dymnych (z pobliskiego wzgórza) albo językiem migowym. Twarz mam najczęściej zamaskowaną (pończochą żony, żonie podałem fałszywe dane osobowe), nie korzystam z samochodów – poruszam się na pieszo albo konno, czasami wskoczę komuś na barana. Nie korzystam z pieniędzy w żadnej formie, stosuję barter, docelowo chcę być samowystarczalny. Mam znajomych, często spotykamy się w lesie i polujemy na jelenie, piwo wyrabiamy wspólnie (współczesne to chemia), mieszkamy w opalisadowanym szałasie wybudowanym na wyspie otoczonej bagnami (jestem miłośnikiem prastarej słowiańszczyzny). Myjemy się raz na rok, wcześniej obtaczając własne ciała w pobliskich bagnach (pomaga na komary). Wypróżniamy się w lesie, odchody zakopujemy jak koty, tę gęstsze po osuszeniu wykorzystujemy do produkcji telerzy i tynku.

Tę wiadomość zaszyfrowałem własnym szyfrem i przesłałem telegrafem do znajomej, której podałem fałszywe imię i nazwisko. Poprosiłem ją, żeby przepisała treść wiadomości lewą ręką na kartce papieru, a następnie zeskanowała. Skan miała wydrukować na drukarce igłowej i następnie wysłać gołębiem (jestem gołębiarzem, tak ją poznałem) na podesłany przeze mnie innym gołębiem adres. Tam będzie czekał kurier, który odbierze przesyłkę, a następnie prześle ją do znajomego 15 latka (poznałem go na ircu, nie zna moich danych). Ten 15 latek prześle wiadomość dalej przy pomocy swojego fałszywego konta na FB do 17 latka, który ma własny botnet. Za pomocą jednego z komputerów zombie, wiadomość zostanie przesłana dalej, przechodząc po drodze przez 72 000 komputerów zombie. Na koniec wiadomość zostanie wklepana przez niewidomoą i głuchoniemą osobę z Pakistanu, która będzie korzystać z komputera podłączonego do Internetu przez 69 VPNów oraz 33 tuneli. Tak spreparowana wiadomość trafi tutaj.

Szyszek - 2019-01-26, 00:47

>Kręcisz z taką loszką całkiem 7/10
>Dowiadujesz się że jutro poznasz jej starego bo wbijesz do niej
>W czasie skrolowania sobie spokojnie facebooka dostrzegasz ciekawy post
>Stary loszki napisał post typu: Mówię waszmosciu PiS was będzie w rzyć chędozył
>komentarze pod tym postem typu Kaczafi to z leniem współpracuje I że demokrację niszczy xD
>Wchodzisz na jego profil A tam wielki zdjęcie Wałęsy A na profilowym flaga PO
>Na poczatku takie ocb Ale później obczajasz plan
>Idziesz do loszki
>A w drodze zaczynasz wdrażać swój plan
>Spotkałeś jakiegoś losowego wolontariusza I dał ci serduszko Wospu które przykleiłes
>wchodzisz do domu
>stary widzi to serce
>Strasznie miło Cię wita I pyta o orkiestrę
>zaczynasz mu maślić ile to pieniędzy nie zgromadziłeś na finale jako wolontariusz (chuj siedziałem w domu xD)
>zdejmujesz kurtkę A tam wielki napis Konstutacja (3 godziny kleiłem)
>Staremu oczy się zaświeciły I pyta skąd ja to mam
>ja odpowiadam że dostałem na marszu wolnosci w Warszawie
>Stary ma już mokro
>zdejmujesz buty idziesz do pokoju loszki I tam chwilę spędzacie
>Nagle uświadamiasz sobie że zostawiłeś telefon gdzieś na wejściu Ale nie wiesz gdzie
>Mówisz do loszki aby do ciebie zadzwoniła
>Nagle słyszę jak drze się polityk z telefonu krzyczący Wolność równość demokracja
>Stary słyszy I podchodzi do mnie i mówi że dobry że mnie obywatel w obronie demokracji
>Po pięciu minutach piliśmy już wódkę
>profit

widzu - 2019-01-26, 11:17

Anoni, mój wujek spalił się pod kocem elektrycznym xD
Właśnie dzwoniła ciotka i zapraszała nas na pogrzeb. Ogólnie to cała sytuacja rozpoczęła się 2 tygodnie temu kiedy najebany wujo rozjebał gołą ręką szybę w oknie jak go żona nie chciała wpuścić do domu. Później go już wpuszczała bo się bała o inne okna, ale jego ciąg alkoholowy dalej trwał. Wczoraj przyszedł naprany jak bolszewik ale nastały chłodne noce a w oknie dziura mocno więc wpadł na pomysł wspaniały - wyciągnął z pawlacza stary, komunistyczny koc elektryczny składający się z kabla, wtyczki i 2 metrów zwiniętego drutu w poszwie xD Koc nie był używany od czasów Habemus Papam '78 ale wujek zawsze mi tłumaczył

za komuny to się nawet spleśniałe wpierdalało jak nie było nic innego

więc okrył się tym rozizolowanym gównem aż po szyję i poszedł spać. Nagle o 3 w nocy słychać krzyk
ŁO JEZU ŁO KURWA MATKO BOSKO

w całej klatce migotało światło a ciotka poczuła zapach smażonej cebuli. Leci więc do pokoju z rozjebaną szybą a tam wujek cały w drgawkach zaczyna już się palić xD W końcu wyjebało korki, a wujek już lekko rozjebany cały paruje. Może i dotrwałby do rana gdyby nie to, że zlał się pod tym kocem xD W rozmowie telefonicznej usłyszałem jeszcze, że nie mogli go od prześcieradła odkleić więc zabrali go razem z nim do prosektorium, i że na łóżku jest wypalona czarna plama w kształcie grubego Janusza.

Lilith - 2019-02-04, 12:30

-Wybory parlamentarne 2019
-Miażdżącą przewagę zdobywa inicjatywa Roberta Biedronia.
-Zaczyna wprowadzać swoje najważniejsze postulaty.
-Małżeństwa jednopłciowe i weganizm dla wszystkich.
-Zlikwidowano górnictwo.
-Wszystkie pieniądze przeznaczono na badania nad jednopłciowym rozmnażaniem.
-Z sukcesem.
-Teraz może się spełnić tak długo wyczekiwana obietnica, która czekała uśpiona już tyle lat.
-Szpilka Zimnochowi zrobi dziecko.

https://youtu.be/Hvt_rDM08rc

icywind - 2019-02-04, 16:41

Lilith napisał/a:

https://youtu.be/Hvt_rDM08rc

Awwww <3 :3 romantycznie :clap:

[ Dodano: 2019-02-06, 17:19 ]
2005 – Nikt nie kojarzy nazwy UPR, dlatego mamy 1%, więc startujemy w wyborach jako Platforma Janusza Korwin-Mikkego.

2006 – Nazwisko lidera w nazwie partii odstrasza wielu wyborców oraz utrudnia nawiązanie sojuszy, więc wracamy do nazwy UPR.

2009 – Nikt nie kojarzy nazwy UPR, dlatego mamy 1%, więc reaktywujemy Platformę Janusza Korwin-Mikkego.

2009 – Nazwisko lidera w nazwie partii odstrasza wielu wyborców oraz utrudnia nawiązanie sojuszy, więc zmieniamy nazwę na Wolność i Praworządność.

2010 – Nikt nie kojarzy nazwy Wolność i Praworządność, dlatego mamy 1%, więc startujemy w wyborach jako Ruch Wyborców Janusza Korwin-Mikkego.

2011 – Nazwisko lidera w nazwie partii odstrasza wielu wyborców oraz utrudnia nawiązanie sojuszy, więc tworzymy Kongres Nowej Prawicy.

2011 – Nikt nie kojarzy nazwy Kongres Nowej Prawicy, dlatego mamy 1%, więc startujemy w wyborach jako Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego.

2011 – Nazwisko lidera w nazwie partii odstrasza wielu wyborców oraz utrudnia nawiązanie sojuszy, więc wracamy do nazwy Kongres Nowej Prawicy.

2015 – Pokłóciliśmy się z Kongresem Nowej Prawicy, więc zakładamy partię Korwin: Koalicja Odnowy Rzeczypospolitej Wolność i Nadzieja.

2016 – Nazwisko lidera w nazwie partii odstrasza wielu wyborców oraz utrudnia nawiązanie sojuszy, więc tworzymy partię Wolność.

2017 – Nikt nie kojarzy nazwy Wolność, dlatego mamy 1%, więc wracamy do nazwy Korwin.

bartek82r - 2019-02-15, 12:39

Kojarzycie te funpagi, gdzie wrzuca się pełno postów typu "Oznacz ziomka, a jak nie odpowie, to wisi Ci kebaba"?
- Wisi Ci 10 metrów kabla antenowego...
- Wisi Ci czteropak...

Mogłoby się okazać, że to najbardziej denerwujący typ postów w internecie, nieprawdaż?
Ja poszedłem krok dalej niż inni i zrobiłem z tego swój sposób na życie. Zaczęło się niewinnie, dwa lata temu, gdy takie posty zaczynały swą popularność, oznaczyłem swojego dobrego ziomka. Nie odpowiedział w przeciągu 10 minut i ku mojemu zdziwieniu, z radością umówił się ze mną na piwo i ostrą baraninę na grubym. On traktował to jako okazję do spotkania i głupią zabawę, ale tego dnia jasna żarówka zaświeciła się w mojej głowie.
Wróciłem do domu i zacząłem lajkować wszystkie gunwostronki, które udostępniały takie "czelendże". Plan był prosty - obserwować znajomych, by dokładnie wiedzieć, kiedy nie mają możliwości odpisania, szybki wpisik na fejsa, a po 10 czy 15 minutach zgarnianie nagrody.

Na pierwszy ogień poszedł Przemek, mój kolega z liceum. Niezły był z niego jajcarz, więc gdy był w pracy, oznaczyłem go pod postem o kablu. Przemek również potraktował ten post jako formę dowcipu, odbicia się od szarej rzeczywistości i następnego dnia pod domem znalazłem 10 m kabla antenowego koncentrycznego 1.02 mm oplot 64 x0.12 mm + folia, PVC 6,8 mm, spieniany gazowo.

Teraz już tylko z górki. Jako że od kilku lat byłem na bezrobociu i bałem się, że od dobrobytu przekręci mi się we łbie, oznaczałem ludzi w postach, które odnosiły się tylko do potrzebnych mi rzeczy. Przestałem kupować jedzenie, bo zawsze znalazłem poczciwego kumpla, który nie ogarnia fejsa i nie umie odpowiedzieć na komentarz pod postem. Tu darmowy kebab, tu jakaś flaszka. Komfort życia rósł z każdym kolejnym postem. Gdy ktoś nie chciał mi oddać tego co moje, pokazywałem mu pierwszy post z kablem i paczkę od Przemka. Działało niemal na każdego, nikt nie chciał być tym niehonorowym.

Większość osób stawiała swój honor nad kebabem czy flaszką. Plan wchodził w życie, a ja coraz ostrożniej dobierałem znajomych do oznaczania. Grono zawęziłem do osób pracujących i cechujących się dobrą opinią i poczuciem humoru. Kończył mi się papier toaletowy? "Oznacz ziomka, co ma Ci kupić zgrzewkę papieru". I tak kręciło się życie. Ciągle było mi mało, więc sam zacząłem zakładać funpagi i wrzucać posty z zapasowych kont, ciągle podnosząc kryteria co do otagowanych osób. Zacząłem coraz bardziej stalkować moje ofiary, by nie musieć ich oznaczać drugi raz. Wiedziałem, kiedy wychodzą do pracy, kiedy śpią, czy wyciszają telefon i czy są w stanie wesprzeć mnie finansowo.

Pierwszym większym celem było kupno własnego mieszkania. Znajomy inżynier nie odpowiedział przez godzinę i wpłacił mi część wkładu własnego do kredytu, resztę wkładu rozbiłem na mniejsze posty. Gdy ktoś się sprzeciwiał, pokazywałem potwierdzenie przelewu od inżyniera i szantażowałem psychicznie wyzywając od nieuczciwych, zakłamanych chwastów i karuzela się kręciła. Każdą ratę kredytu spłacał mi inny znajomy ze studiów. Jarek za 15 minut zwłoki musiał zrobić remont, a Angelika, gdy obudziła się po 8 godzinach snu, już wiedziała, że to ona będzie głównym dekoratorem mojego apartamentu. Z czasem ludzie chcieli się na mnie odegrać, a z racji, że nie mogę być na nogach przez 24 godziny i odpisywać na każde oznaczenie, to szybko klepnąłem posta - "Oznacz ziomka, a jak nie odpowie w 5 minut, to wisi Ci obsługę twojego fejsa", oznaczyłem dwóch znajomych Ukraińców i po 5 minutach zatrudniłem. Byli bardzo szczęśliwi, że mogą "pracować" nawet za darmo, bo u nich w kraju to nawet za darmo pracy nie ma. Ustaliłem im zmiany, podzieliłem na nocki i od tego dnia byłem bezpieczny.

Po krótkim czasie moje potrzeby zaczęły przewyższać możliwości moich "darczyńców". Nawet rozbijanie kwot na kilka osób nie pomagało. Byłem zmuszony dołączyć do klubu biznesmenów, co nie było problemem dla posiadacza jachtu i apartamentu na Manhattanie. Szybko znalazłem tam największych ekscentryków spośród najbogatszych, okolicznych szych. Dowiedziałem się, że nawet w polskim rządzie podłapali mój sposób i rozdają w ten sposób stanowiska. Nawet dla jaj oznaczyłem Prezydenta i po 10 minutach byłem nieoficjalnie ministrem cyfryzacji.

Wytłumaczyłem mu jednak, że brzydzi mnie praca, a poza tym głupio będzie mieć ministra bez ukończonych studiów i mogę się zrzec tytułu na korzyść następnej osoby, która go oznaczyła.

Wracając do ekscentryków, to jest to najłatwiejszy target. Ciężko się doczłapać do tego poziomu, ale jak już się na niego wejdzie, to ci ludzie nie patrzą nawet na to, czy minął czas wymagany do przegrania challenge'a. Zobaczy taki, że został oznaczony w poście i po dwóch minutach masz już swój wymarzony helikopter i zazwyczaj coś w gratisie.

Polecam ten styl życia każdemu, kto chociaż troszeczkę brzydzi się pracą.

Muszę już kończyć, bo zaraz jedziemy do salonu wybrać kolor mojego nowego Lambo (zapomniałem dodać koloru w poście i teraz muszę się szlajać po mieście z jakimś szejkiem).

P.S.
Prawe zapomniałem.
Oznacz ziomka, żeby przeczytał tę pastę. Jeśli nie odpowie w przeciągu 5 minut, to wisi Ci kebaba :)

Love178 - 2019-02-15, 13:26

No i czemu nikogo nie oznaczyłeś?
Mańka - 2019-02-15, 14:16

Nie ma naczelnego remove kebab
Lilith - 2019-02-15, 17:56

No cóż, nie zmieści się w dupie ogon, jak ma się tam kija, przykre. Makiers był naprawdę spoko, tylko szkoda, że brakło tego dystansu.
widzu - 2019-02-15, 19:25

Wydaje mi się że to nie był jedyny powód... Szczerze mówiąc zniknął z neta całkowicie, nie widziałem go od daaawna.
Mormegil - 2019-02-16, 17:00

Serio Mackers poszedł po "prezencie"? Nie było mnie tu jak odchodził to nie wiem
widzu - 2019-02-16, 17:02

Już przed prezentem praktycznie go nie było, wydaje mi się że szukał tylko powodu.
Mormegil - 2019-02-16, 17:04

:/
widzu - 2019-02-17, 09:18

Dosyć mieliśmy już tego jebanego osiedlowego cwaniaka, pierdolonego mutanta Seby.
Znacie ten typ. Bozia nie poskąpiła tężyzny fizycznej i wzrostu, ale zapomniała o szarych komórkach, życzliwości, empatii.
Skurwysyn jest ogromny z natury, a jeszcze do tego pakuje na siłowni. Jest przeskurwysynem w osiedlowej gildii cwaniaków.
Potwór, normalnie potwór, zarówno w sensie rozmiarów jak i stosunku do słabych i bezbronnych. Już od czasów szkolnych wszyscy od niego spierdalali. Taki przyjemniaczek, co ukręcał łby dachowcom bez mrugnięcia okiem, albo wkładał je w rynnę i podpalał ogon. Gdy kot jak fajerwerk wypierdalał na dach z przeraźliwym jazgotem, Sebuś cieszył się jak pięciolatek z kuli waty cukrowej. Terroryzował wszystkich, wymuszał pieniądze, odrabianie prac domowych. Gdy wyrósł, to prace domowe tak jak wyższą edukację olał, ale pieniądze wymuszał dalej. Do tego był bramkarzem na naszej jedynej, wartej odwiedzenia w naszym mieście dyskotece. Przenikaliśmy tam jak szczury, bo jak wchodziłeś z dziewczyną i poznał , że jesteś z osiedla, to potrafił ośmieszyć tekstem typu - Cześć mały chujku, nie pij tyle, bo się zlejesz w gacie tak jak ostatnio. He he.
Na koniec jeszcze lepę w karczycho sprzedał.
No i laska myśli, że szczasz w gacie na dyskotekach i masz małego chuja, albo sam jesteś małym chujem. Jak ktoś przyszedł z jakimś cudem wyrwaną 7/10, to Seba potrafił jednym liściem wyjaśnić kto ma do niej prawa i kto będzie dzisiaj do niej zarywał. Ze złamanym sercem i nosem mogłeś wracać do domu i rodzicom znowu zmyślać, że jesteś totalną niezdarą i znowu wyjebałeś się na schodach.
Z chłopakami myśleliśmy, że jak zaczniemy śmigać na siłkę, to nabierze chociaż promil szacunku i się odpierdoli. Tak sobie zakładaliśmy, że po jakimś czasie będziemy jego znajomymi z siłowni.
A chuja tam. Tam też byliśmy jego popychadłami. Musieliśmy być w kilku o określonej godzinie w soboty, jak Seba robił nogi, bo mu brakowało obciążeń na suwnicę i po kolei na nią właziliśmy, żeby dodać mutantowi ciężaru. W inne dni wystarczyło dwóch w asyście, żeby zdejmować, nakładać talerze, podać ręcznik, wodę. Wszystko przy wyzwiskach i opluwaniu. Nikt się nie postawił, bo to byłby wyrok. Nie było się nawet komu poskarżyć. Rodzicom wstyd, bo zaraz ojciec wyjeżdżał żebyś nie był pizda i po męsku sprawy załatwiał, a matula jeszcze by poszła do niego na chatę, albo zadzwoniła po bagiety i wtedy byłby dopiero koszmar.
Tak żylismy w naszej osiedlowej społeczności, którą Seba toczył jak jebany, złośliwy rak.
Ratunek przyszedł z zupełnie niespodziewanego kierunku. Zmarła babcia, która mieszkała daleko i tak samo daleko był pogrzeb. Zebrała się na nim niemal cała rodzina, którą widuję głównie na ślubach, chrzcinach i pogrzebach właśnie.
Frekwencja dopisała. Na pogrzebie pojawił się mój dawno niewidziany kuzyn Adam. Pamiętam, jak za gówniaka razem bawiliśmy się na wakacjach u babci. Tak z dwa turnusy, bo Adaś puścił z dymem stodołę i już nie bywał u babci. Słyszałem jak rodzice rozmawiali o nim, że jest pierdolnięty i wokół niego zawsze dochodzi do jakiś koszmarnych tragedii i że on źle skończy. Taka czarna owca naszej rodziny, chociaż to tak starzy mówili. Dla mnie jak na te nasze dziecięce zabawy to był ok.
Na tym pogrzebie to wyglądałem jak kretyn, bo Seba za brak proteinowego batona we wtorek (moja kolej) podbił mi oko, a że pogrzeb w piątek, to musiałbym mieć nie okulary, a maskę spawalniczą, żeby zasłonić odcisk bochna chleba na oczodole.
Już nie chciało się nawet nikomu tłumaczyć. Dajcie mi spokój - to było jedyny komentarz.
Po pogrzebie zjechaliśmy się wszyscy na stypę, taki obiadek z okazji śmierci, wspominki. Ja nałykałem się żarcia i spierdoliłem przed dom, bo nie mogłem znieść spojrzeń przepełnionych mieszaniną współczucia i pogardy. Dołączył do mnie Adam, który chyba też czuł się nieswojo w towarzystwie.
-Trenujesz MMA? - zapytał podając mi papierosa.
-Ta, MMA. - odpowiedziałem z intonacją, która zasugerowała kuzynowi, że fiolet wokół oczodołu nie ma żadnego związku ze sportem.
-Czyli ktoś Ci przypierdolił? Dziewczyna, długi za narkotyki, inne barwy klubowe? - dociekał Adam.
Pytał tak spokojnie i naturalnie, że tak się jakoś otworzyłem i opowiedziałem historię naszego osiedlowego Seby oprawcy. Słuchał mnie uważnie, ale nie śmiał się, nie nabijał, nie współczuł, nie klepał po plecach, nie oceniał. Jakoś tak dziwnie, ale i normalnie i tak spokojnie było.
-To jest bardzo słaby człowiek, niewolnik swoich kompleksów, w więzieniu marzeń o byciu jeszcze większym, w złotej klatce ze sterydów.
On sam da krok w przepaść, nawet nie trzeba specjalnie podstawiać nogi. Tylko pokazać kierunek i... Hop! - mówiąc to klasnął w dłonie i popatrzył na mnie tymi błyszczącymi oczami, w których tańczyło szaleństwo i wracające wspomnienia rozmów moich rodziców, że Adam jest pierdolnięty i przyciąga tragedie.
-Słuchaj Adam. Seba to jebany mutant. Bałbym się do niego strzelać, bo pewnie zabrakłoby na niego magazynka, a przy zmianie dorwałby i zajebał. To monstrum jest nieobliczalne. Trza chyba gdzieś za granicę spierdalać, a Ty mi pierdolisz, że on jest słaby? Łatwo Ci mówić...
Adam przerwał mi, wymierzeniem siarczystego policzka. Dobrze, że nie w ten opuchnięty od ciosu Seby.
-Kurwa chłopie otrząśnij się! Ten świat nigdy nie poszedłby do przodu, gdyby decydowali o nim ludzie zakładający na starcie, że się nie uda, albo coś jest niemożliwe.
Na wszystko i wszystkich jest sposób. Sposobem, to Cygan matkę wyruchał!
Zamurowało mnie. Adam wyrzucił niedopałek i gniótł go butem z zaangażowaniem widocznym także na jego twarzy w silnym szczękościsku. Strasznie się nakręcił, nie chciałem już negować jego tez i twierdzeń.
-Ile ten cały Seba bierze na klatę?
-Aktualny rekord to chyba 250, ale trochę odbił i tak chyba nie powinno się liczyć. Jeden mu to powiedział i musiał wstawiać zęba. Także tak, 250 to Seby rekord. A klata to jego konik. Jak każdego koksa.
-No i kurwa świetnie - nie tracił entuzjazmu Adam- w takim razie my musimy wypierdolić 300. Weźmiesz tych swoich kolegów i zrobimy tak...

***


Adam na realizację swojego planu miał tylko jeden dzień. Za jeden ze swoich wyczynów ma dozór policyjny i musi podpisywać listę raz dziennie na komisariacie. Mamy 24 h, a odliczając parę setek kilometrów odległości dzielącej mnie z kuzynem, to czasu zostaje naprawdę niewiele. Dlatego Adam zaplanował wszystko w najdrobniejszych szczegółach i wszystko robił z zegarkiem w ręku.
Przyjechał do mnie około 15 ej, w czasie kiedy nie było nikogo u mnie w domu. Rodzice nie mogli zobaczyć mnie z Adamem, nie mogli wiedzieć że spotkaliśmy się, że Adam był w naszym mieście.
Bez grzecznościowych pytań o kawkę i herbatkę przeszliśmy do pierwszego etapu planu, który nakreślił kuzyn.

Charakteryzacja.

Zgodnie z wolą Adama, przygotowałem nieco foliowych wypełniaczy do przesyłek. Wiecie, takie dmuchane worki.
Przylepialiśmy je na jego ciało taśmą montażową, formując główne grupy mięśniowe. Wszystko przykrył dres z połyskliwego i szeleszczącego materiału, tak że przy poruszaniu się nie szło rozróżnić co tak szeleści, dres czy foliowa konstrukcja symulująca muskulaturę. Nie wiem skąd Adam wytrzasnął ten strój, ale był na nim nasz polski orzeł, który sugerował, że to dres reprezentacyjny. Chuj że orzeł bez korony. Seba nie miał prawa tego wyłapać. Całość dopełniła bujna przylepiona broda, jak u jebanego drwala, człowieka nie zwracającego uwagi na wygląd, skupionego tylko na byciu jeszcze większym i silniejszym skurwysynem. Adam wyglądał naprawdę przekonująco w roli koksa. Można było przejść do drugiego etapu.

Iluzja.

Zbliża się godzina 17:00. Czas treningu Seby. Dzisiaj klata, wyciskanie na ławce w leżeniu. Seba będzie punktualnie, żeby nie zburzyć harmonogramu posiłków.
Wszyscy gotowi są na swoich miejscach. Jedna czujka przed wejściem głównym, druga przed wejściem na salę. Seba nie zmienia butów, przyjeżdża już przebrany, nikt nie śmie mu zwrócić uwagi. Od wejścia głównego do wejścia na salę jest niewielki odcinek drogi i czasu. Adam leży na ławce do wyciskania, na sztandze 300 kg. W asyście ja i pięciu moich kolegów.
Do klubu wchodzi Seba. Czujka przy wejściu głównym niby przegląda gazetę z nakoksowanymi skurwysynami, ale daje umówiony znak sygnał czujce przy wejściu do sali, a ta przekazuje znak dla nas i zaczyna się przedstawienie.
Adam zaczyna się drzeć jak opętany, a my zgodnie z umową krzyczymy na całe gardło;
-DAWAJ, DAWAJ, GÓRRRAAAAAA!!!
Od tego momentu liczymy wszyscy do trzech. Na trzy wszyscy łącznie z Adamem zdejmujemy sztangę ze stojaków, by po dosłownie sekundzie z impetem pierdolnąć ją na stojak, tak że aż się szyby zatelepały w oknach.
Dokładnie w tym momencie na sali był Seba, który widział akurat moment odłożenia sztangi, bo wchodząc w poniedziałek zawsze patrzył w stronę ławki do wyciskania, żeby nieszczęśnikowi który chciał tam akurat poćwiczyć, rzucić swoje pieszczotliwe - Wypierdalaj śmieciu, tera ja tu będę robił!
Po minie Sebastiana było widać, że przedstawienie się udało. Nabrał się na nasze niećwiczone, totalnie premierowe przedstawienie, które teraz trzeba było grać dalej.
Zgodnie z umową wypowiedziałem kwestię - Przy ostatnim ruchu trochę pomogliśmy, ale...
Nie dokończyłem zdania, bo Adam odepchnął mnie tak mocno, że potknąłem się o leżący na podłodze żeliwny talerz i uderzyłem głową tak mocno, że poczułem ciepłą strużkę krwi płynącą po potylicy. Adam nie zdradził mi tej części scenariusza, pewnie dlatego żeby wypadło to naturalnie. Adam wszedł w rolę na całego i darł się na mnie ;
-Pomogłeś? TY MI KURWA POMOGŁEŚ LESZCZU?! MOŻE W OGÓLE SAM WYJEBAŁEŚ TE TRZY PAKI CO???

Nie musiałem specjalnie udawać strachu, bo kuzyn bez kitu mnie przeraził. Zacząłem tylko mamrotać że przepraszam i dłonią szukać miejsca krwawienia, żeby je zatamować.
Popatrzyliśmy na Sebę, którego pierwszy raz widzieliśmy w takiej sytuacji, gdy jest obok ktoś silniejszy od niego. Widać było ten szok po rozdziawionej gębie i torbie upadającej na podłogę wypuszczonej z uchwytu dłoni, jakby mózg przestał wysyłać informację, że torbę w ręku trzeba utrzymać. Zamurowało tego zjeba.
Adam nie patrzył nawet przez milisekundę w jego kierunku, zabrał butelkę z wodą i poszedł na bieżnię. Nie biegać, a spokojnie spacerować.
Seba także poszedł na bieżnię, chociaż nigdy tego nie robił i zawsze mówił, że bieżnie są dla tych o odmiennych preferencjach seksualnych. Teraz o tym zapomniał i zaczął człapać obok Adama nerwowo zerkając w jego kierunku.
W dalszą część planu nie byliśmy wtajemniczeni, dlatego sami byliśmy ciekawi co to się zadzieje. Wsiedliśmy na usytuowane niedaleko bieżni rowerki, żeby przysłuchiwać się rozmowom i obserwować trzecią część adamowego planu, którą tajemniczo nazwał...

Suplementacja.

Seba z Adamem przeszli na taśmie magnetycznej bieżni dobre kilkaset metrów, zanim Seba zaczął nieśmiało rozmowę.
Że piękny wynik, że on tylko 270 (tak sobie dodał jebany), ale też by tak chciał. Adam odpowiadał namiętnie, że to nie jest jeszcze forma na zbliżające się MŚ, ale zapowiada się dobry progres i że Seby wynik jak na amatora jest wyśmienity i nie ma wstydu. Tym jednym zdaniem zdobył Sebę całego. Taki siłacz go pochwalił, debil pękał z dumy.
Zaczął pytać co bije, jakie dawki, bo chciał się dowiedzieć czy on nie bierze za mało, może źle miesza.
Adam popatrzył na niego z uśmiechem i odparł;
-Te wszystkie starocia co wymieniasz to dobre na osiedlowe siłownie. Na świecie już dawno od tego odeszli. Najważniejsza dla sportowca klasy światowej jest...błyskawiczna przemiana materii!

Seba ma error, bo od tylu lat koksi, a teraz jakiś gość burzy mu światopogląd. Zdołał tylko wydukać;
-A... a... a... le jak to?!
-Tak koleżka-kontynuował spokojnym, eksperckim tonem Adam- przemiana materii jest najważniejsza. Im szybsza, tym więcej możesz zjeść, tym więcej organizm przerobi, tym szybciej przebiegają procesy wzrostu i odnowy. Wiesz o co chodzi?
-Tak, tak, tak! - udawał rozumnego Seba.
-A co na to brać? - zapytał z tonem człowieka błagającego o pomoc, jakby rozmawiał z lekarzem o specyfiku ratującym go przed śmiercią.
-Podaj mi torbę śmieciu! - z pogardą rzucił do mnie Adam. Co miałem robić. Podałem.
Adam wyciągnął z niej jakieś plastykowe pudełko, z którego wysypał sześć dużych, czerwonych kapsułek.
-Masz w co to włożyć? - zapytał Seby.
Ten wyjął swój organizer na suple, otworzył i wyjebał z niego całą masę kapsułek, bo w obliczu spływającego na niego nowej wiedzy były już dla niego bezużyteczne.
-Mam!- wydarł się podniecony.
-Weźmiesz jutro rano całą dawkę i popijesz litrem wody. Ważne, żeby woda była ciepła. Temperatura pokojowa. To się bierze raz w tygodniu. Zobaczysz jak Twoja przemiana materii przyspieszy. Będziesz w szoku ile można w siebie wrzucić. Ja tu jestem tylko przejazdem. Będę tutaj za tydzień o tej samej porze. Wezmę ze sobą więcej. Będziesz chciał, to z kasą się dogadamy. Kto wie, może na przyszłoroczne MŚ pojedziemy już razem?
Adam roztoczył przed Sebą tak piękną wizję, że ten nawet nie zauważył, jak Adamowi zeszło powietrze z worków w prawej nodze i wyglądała jak nie z tego człowieka.
Adam w obawie przed zdemaskowaniem zaczął zbierać się do wyjścia, zostawiając Sebę wpatrzonego w kapsułki, jak ojciec trzymający swoje nowonarodzone dziecko.
-Tylko masz wziąć na czczo i nie otwieraj kapsułek, bo to materiał wysoce higroskopijny!
-Hogroskipijny , wiadomo! - przekręcił Seba, nie spuszczając wzroku z cudownego prezentu.
Adam wyszedł, nie zdążył się nawet ze mną pożegnać.
My musieliśmy rozebrać sztangę po tym iluzjonistycznym pokazie, bo Seba trening musiał odbyć. Ostatni przed wielką metamorfozą po zażyciu cudownego suplementu.

***


Wtorek, godz 17:00 to trening pleców. Stawiliśmy się na dyżur do zdejmowania i zakładania obciążeń przy martwym ciągu, ale Seba po raz pierwszy od wielu lat na trening... nie przyszedł.
Nie przyszedł też na kolejny trening barków, nie pojawił się na treningu łap, nie zjawił się na sobotnie nogi i wieczorem nie stał na bramce w dyskotece. Seba zniknął.
Pierwsze wieści przyniósł kolega, którego mama pracuje w szpitalu.
Nie mówiła imienia i nazwiska bo RODO, ale powiedziała tylko, że strach patrzeć jak taki potężny mężczyzna niknie w oczach i nikt nie wie jak to się stało, że on to wziął. Wiedzieliśmy, że chodzi o tego zjeba. Przestraszyliśmy się tylko że żyje i jakoś przeanalizuje tym jednym mózgowym zwojem, że mieliśmy coś z tym wspólnego.
Niepotrzebnie. Sebastianowi zostało 20% żołądka i to bardzo mało sprawnego. W zasadzie to może jeść tylko tyle, żeby w ogóle żyć. O budowaniu tężyzny i ćwiczeniach może zapomnieć.
Już po dwóch tygodniach jest Seby o 1/3 mniej. I to postępuje.
Pamiętam jak spotkaliśmy się z Adamem na stypie po pogrzebie babci, jak odpowiedziałem mu o Sebie. Powiedział wtedy, że tacy ludzie jak ten zjeb to zjedzą nawet gówno, jeżeli im wciśniesz, że po tym będzie siła, masa, pompa.
-Chłopie, tak działa cały przemysł odżywek dla sportowców.- tak tłumaczył mi arkana tego zagadnienia, jak to firmy od supli kłamią.
Ale Adam nie kłamał. Nie, nie. Seba po połknięciu takiej ilości kreta, udrażniacza do rur, miał taką dziurę od żołądka do odbytu, że przemiana materii współgrała z grawitacją. Teraz jak połykał kęs, to po 2-3 sekundach wypadał z dupy na podłogę. Szybszego metabolizmu nie można było sobie wyobrazić.
Tak skończyła się nasza udręka i Seba z postrachu stał się pośmiewiskiem. My zapamiętaliśmy z tego jeszcze jedną lekcję. Nie łykać wszystkiego tylko dlatego, że mówi nam o tym jakiś paker na siłowni czy inny koks z kolorowego, reklamowego plakatu. Nie warto.

Kuzyn napisał ostatnio do mnie z więzienia, bo miał jak to mówił chwilowe problemy i prosił mnie o pomoc w realizacji kolejnego planu. Ale to już inna pojebana historia.

Lilith - 2019-02-17, 11:35

Jedna z najlepszych past, jakie czytałam :hahaha:
bartek82r - 2019-02-22, 09:04

Jest to opowieść o najbardziej chyba spektakularnej grupie hackerskiej w historii Internetu oraz najgenialniejszym hackerze wśród seniorów. Pan Jan S., bo o nim mowa zaczął sie co prawda interesować komputerami dopiero wieku 68 lat, lecz efekty jego zainteresowań przerosły jego najśmielsze oczekiwania. Ale zacznijmy od początku....
- Pamiętam jak dziś. To było w 1987 roku... bylem właśnie wtedy na poczcie po swoja emeryturę (u pani Halinki z 3 okienka) kiedy po raz pierwszy zobaczyłem komputer.Stal na biurku przykryty pokrowcem - wspomina pan Jan.
Wtedy jeszcze nic nie wskazywało na to ze komputery staną się życiowym hobby pana Jana.

- W roku 1989 w bibliotece wojewódzkiej ,gdzie często zaglądałem tez były już komputery... pamiętam, ze po raz pierwszy (i ostatni) usiadłem wtedy przed klawiatura. Kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić, wiec najpierw przeczytałem cztery razy to co było napisane na monitorze, potem jakoś już poszło... Tego samego dnia wypozyczylem ksiazke o rosyjskich maszynach cyfrowych z ktorej dowiedzialem sie co to jest bit i bajt oraz kto to jest Lenin.
Od tej pory zaczal sie intesywny okres w zyciu pana S. Cale dnie spedzal w czytelni pochlanialac ksiazki o komputerach, systemach operacyjnych, sieciach komputerowych, ale nie tylko. W kregu zainteresowan pana Jana znalazla sie rowniez telefonia i budowa modemow, co zreszta zaowocowalo w pozniejszym czasie rewolucyjnymi metodami stosowanymi przez grupe "Sendbajt" Ale nie uprzedzajmy faktow. Na poczatku 1989 roku poznal pan S. niejakiego Mieczyslawa R., rowniez emeryta ,ktory wiekszosc zycia spedzil na instalowaniu sieci telefonicznych oraz pracy na Strow-gerze. Mietek (jak o nim mawial pan Jan) byl wtedy zgorzknialym 64 letnim emerytem, dysponowal jednak duza wiedza praktyczna i dlatego wlasnie pan Jan postanowil zawrzec z nim spolke w celu wyciagniecia od niegomozliwie duzo wiedzy (byc moze juz wtedy istnialy w glowie Jana S. zarysy szatanskiego planu ktory pozniej przyniosl slawe jemu oraz grupie "Sendbajt").

Kolejny rok pan Jan spedzil razem z Mietkiem na dalszym intensywnym szkoleniu w bibliotekach i nie tylko. Prenumerata "Bajtka" otorzyla mu oczy na wiele zagadnien o komputerach o ktorych dotad nie wiedzial nic. Nieodzownym elementem zycia staly sie nocne rozmowy z Mietkiem przy kubku kakao, w czasie ktorych prowadzili ozywione dyskusje a to o plikach, a to o sytemach Dos, Unix a to o protokolach sieciowych lub modemowych. Czasami w domu pana Jana pojawiala sie takze pani Bozenka - zona pana Mietka. Przygotowywala im kakao i przysluchiwala sie o czym rozmawiaja. Czasem tez zadawala pytania, ktore jednak nie zawsze mialy sens. Gdzies tak w sierpniu 1990 pan Jan stworzyl swoj pierwszy program - byl to generator liczb losowych totolotka napisany w basicu commodore 64. Niestety program istnial tylko na kartce z notesu, a to z tego prostego powodu, iz pana Jana nie bylo stac nawet na najtanszy komputer 8 bitowy. Pozniej przyszla nauka assemblera. Okazalo sie ze pan S. ma do tego nadzwyczajny talent. Juz po miesiacu nauczyl sie wszystkich rozkazow procesora 8086. Po kolejnych 3 miesiacach zmudnej nauki mial opanowane wszystkie przerwania i byl w stanie pisac i debuggowac programy w assemblerze i to jedynie za pomoca kilku kartek papieru kancelaryjnego i olowka z gumka. Kiedy pan Jan dowiedzial sie juz dostatecznie duzo o komputerach i systemach operacyjnych przyszla pora na gruntowne studiowanie sieci, zwlaszcza rozleglych. W ciagu pol roku intensywnego wkuwania polaczonego z cwiczeniami praktycznymi pan Jan zdobyl tak wiele informacji, ze mogl np. zakodowac dowolny tekst na ciag znakow ASCII po czym zamienic to na ciag zer i jedynek oraz podzielic na pakiety wyposazone w sume kontrolna, bity stopu parzystosci i takie tam. Po wielu treningach okazalo sie ze potrafi on z pamieci podac 1 kB plik binarny (ewentualnie zaszyfrowac go np. metoda xor w czasie rzeczywistym). Pan Mietek takze nie proznowal - na polecenie pana Jana zbudowal specjalny aparat telefoniczny z dwoma mikrofonami oraz z trzema sluchawkami.

Mowi pan Jan:
- Tak pod koniec roku 1991 mialem juz duzo wiadomosci i wiedzialem dokladnie czego chce. Chcialem dostepu do niezliczonych zasobow wiedzy zgromadzonej na wszystkich komputerach swiata. - Mowiac to pan Jan wzrusza sie bardzo i widac, ze silnie to przezywa.
-Przelomem byl styczen 1992. Czytalem wlasnie o najnowszych metodach modulacji sygnalu w pasmie telefonicznym, kiedy wpadl Mietek z nowym "Bajtkiem". Byla tam opublikowana lista wszystkich BBS-ow w Polsce. Postanowilismy sprawdzic te numery. Pozniewaz ja nie mam telefonu, ubralem sie cieplo i poszlismy nieopodal do automatu. Wg "Bajtka" w naszym miescie byly 3 BBSy. Drzacymi rekoma wykrecilem numer pierwszego BBSu i w chwili gdy chcialem wrzucic zeton Mietek powstrzymal mnie i sam energicznie przywalil w aparat centralnie od frontu. Spojarzalem na niego ze zdziwieniem, ale nie bylo czasu na wyjasnienia gdyz w tym momencie nastapilo polaczenie, a ja w sluchawce uslyszalem dzikie piski o duzym natezeniu wpadajace wprost do mego ucha. W pierwszym odruchu wypuscilem sluchawke z reki, ale zaraz sie opamietalem i Mietek podal mi sluchawke znowu. Tym razem bylem juz przygotowany i staralem sie rozroznic poszczegolne dzwieki. W mlodosci bylem miedzy innymi muzykiem jazzowym,wiec od razu wylapalem czestotliwosc nosna na 1200 Hz. Slychacbylo regularne sekwencje piskow.Powtorzylo sie to w sumie szesc razy imodem po drugiej stronie sie wylaczyl. Czasu nie bylo duzo ,ale juz potym pierwszym polaczeniu zorientowalem sie, ze mam do czynienia z jakimsmodemem 2400 a takze rozpoznalem rodzaj modulacji. Za chwilewykrecilismy ten sam numer raz jeszcze i tym razem sprobowalem nawiazac lacznosc. Gwizdanie do mikrofonu niewiele pomoglo, wiec wpadlem napomysl zeby Mietek wymawial "aaaaaaaa" na czestotliwosci ok 2400 Hz a ja w tym czasie wydawalem odpowiednie piski w celu przeprowadzenia handshake'u oraz uzyskania polaczenia z komputerem odleglym z predkosciaprzynajmniej 300 bps. Probowalismy jakies 4 razy zanim sie to udalo.Jednak po odebraniu wiadomosci wstepnych oraz zalogowaniu sie do BBSa jako anonymous polaczenie zostalo przerwane, poniewaz Mietek zaniosl sie nagle straszliwym kaszlem. Mnie zreszta tez rozbolalo gardlo od wydawania piskow, oraz reka od notowania zer i jedynek. Prace takze utrudnial fakt, ze musialem jednoczesnie nadawac i deszyfrowac dane. Nalezalo zdecydowanie opuscic budke i udac sie do domu w celu obmyslenia innej strategii, zwlaszcza, ze wokolo zebral sie tlumek mlodych osob przygladajacych sie nam dosc dziwnie. No coz, to moje pierwsze polaczenie z modemem bylo moze niezbyt udane ale za to wielesie nauczylem.

Co robil pan Jan S. w nastepnych dniach ? Otoz zdal on sobie sprawe ze wpojedynke z Mietkiem wiele nie zdzialaja. Potrzebowali pomocy fachowcow. Na pierwszy ogien poszla pani Bozenka, ktora jako regularna bywalczyni coniedzielnej mszy swietej dysponowala odpowiednim glosem z ktorym pan S. wiazal duze nadzieje.
-Pani Bozenko, pani bedzie pelnila w naszej grupie funkcje generatora fali nosnej.
-Ło Jezu! A co to jest ? W imie ojca!
-Spokojnie pani Bozenko, to nic trudnego niech no pani powie "aaa".
-Aa
-Ale tak dlugo "aaaaaa" i tutaj , do mikrofonu prosze.
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
-Dobrze. No widzi pani? Trudne ? Nietrudne. Panie Mietku odczytal pan czestotliwosc na oscyloskopie ?
-Niewiarygodne! Dokladnie 2400 Hz panie Janie!
-Fantastycznie! Jest pani najstarszym generatorem fali nosnych telefonicznych na swiecie.
-No wie pan ?
-Zartowalem, he he.
-Panie Janie a jak bedzie sie nazywala nasza grupa ?
-Juz to przemyslalem proponuje "Sendbajt".Moze byc ?
-Eee.Dobra.

W kolejnych dniach pan Jan pokazywal pani Bozence jak ma sie zachowywac generator fali nosnej, zwlaszcza w przypadku renegocjacji polaczenia oraz zaklocen na linii. Pan Mietek przechodzil intensywny kurs HTMLa(oczywiscie w wersji zerojedynkowej). Po tygodniu do grupy "Sendbajt"dolaczyla jeszcze pani Wanda - dobra znajoma pani Bozenki, ktora wg niej spiewala najglosniej i najpiekniej w calym kosciele.

-Bardzo dobrze! - ucieszyl sie pan Jan - pani bedzie naszym nadajnikiem oraz modulatorem!
-Ale nic nie wiem! Nie umiem! -plakala pani Wanda.
-Jak to nic ? Niech pani powie "pi pi pi pioooupipaupioiopppipipiapappe pi pi"
-pi pi pi pioooupipaupi... jak bylo dalej ?
-...oiopppipipiapappe pi pi ...jeszcze raz!
-pi pi pi pioooupipaupioiopppipipiappe pi pi ...dobrze ?
-Opuscila pani jedno pa, ale korekcja bledow modemu odbiorczego powinna sobie z tym poradzic. Poza tym doskonale. Panie Mietku!
-Slucham.
-Prosze przebudowac nasz aparat tak aby drugi mikrofon byl polaczony szeregowo z pierwszym poprzez uklad, ktory pan zaprojektuje tak aby sygnal z drugiego mikrofonu modulowal sygnal pierwszego fazowo,amplitudowo lub czestotliwosciowo w zaleznosci od polozenia przelacznika p3... Druga sluchawka ma miec dodatkowy filtr srodkowoprzepustowy na 1200 Hz ...zreszta tu ma pan wstepny projekt.
-Jasna sprawa, tylko co z tymi krokodylkami, zostaja jak sa ?
-Tak, i niech pan skoluje jakies 50 metrow czrnego kabla telefonicznego.
-To sie da zrobic.

Nastepny tydzien uplynal na przygotowaniach. Pan Jan zarywal noce symulujac na kartce mala siec ethernet na szesc komputerow. Bawil sie kopiujac pliki miedzy stanowiskami lub uruchamiajac programy na serwerze. zabawa ta kosztowala go co prawda dwie ryzy papieru do kserokopiarek ale jego wiedza o dzialaniu sieci wzrosla niepomiernie.
-Nasza pierwsza akcja? no coz, to bylo w piwnicy naszego bloku. Okolo godziny 23:00 zaopatrzeni w latarki, hackomat (jak nazwalismy nasz przyrzad) oraz koszyk na ziemniaki i torbe na kompoty zeszlismy do piwnicy. Mietek od razu odszukal skrzynke z napisem >TP< i wyjal z torby pek kluczy. Po chwili nasz hackomat byl na lini i mielismy dialtone. Wg planu najpierw wykrecilem numer do naszego znajomego BBSu. Panie zajely miejsca przy mikrofonach, Mietek przylozyl swoja sluchawke do ucha, ja swoja i przygotowalem papier i kredki (olowki mi sie juz wtedy skonczyly) Pierwsza proba zalogowania sie nie powiodla, poniewaz pani Wanda z wrazenia krzyknela do mikrofonu i zdalny modem nas rozlaczyl. Jednak za drugim razem udalo sie doprowadzic do polaczenia, co prawda tylko 120 bps, ale jak na poczatek to chyba i tak niezle. Mietek szybko zalapal o co chodzi pozniej juz sam odbieral i deszyfrowal wiadomosci. Dzieki temu ja moglem sie zajac przetwarzaniem danych.
Naprawde byloby z nami krucho, gdybu nie to, ze Mietek pozyczyl od swojego syna kalkulator. To byl taki prosty kalkulator, ale mial co trzeba, tzn. dodawanie i mnozenie. Kiedy juz sie zalogowalem do systemu pierwsza rzecza jaka zrobilem bylo przejecie praw menedzera BBSu wg mojej metody obmyslonej z pol roku wczesniej. Nie spodziewlem sie ze pojdzie az tak latwo. Niestety po 15 minutach polaczenia pani Bozenka nie wytrzymala i powiedziala ze nie moze dluzej krzyczec "aaaa", ze ona tez chce byc procesorem i inne takie bzdury. Przez nia zerwalismy takie swietnie zapowiadajace sie haczenie.Ale nic to. Zdazylem i tak skasowac wiekszosc plikow systemowych. Kiedy Mietek doprowadzil swoja zone do porzadku i moglismy juz kontynuowac postanowilismy sprobowac czegos innego.
Polaczylismy sie z serwerem dosyc duzej firmy L*** z naszego miasta.
Okazalo sie za maja aktywne konto guest. Nic prostszego. po wejsciu do systemu w ciagu 5 minut zdobylem uprawnienia roota i ku mojej
nieopisanej radosci okazalo sie ze srwer ma lacze z inernetem. Niedowierzajac sprawdzilem cala kartke obliczen czy sie nie pomylilem
czasem przy dodawaniu liczb ujemnych w systemie osemkowym , bo z tym mialem zawsze troche klopotu.No ale wszystko sie potwierdzilo. Zakrylem mikrofon reka i krzyknalem do Mietka: Udalo sie! Jestesmy w Internecie! niestety nasze panie wytwarzaly taki zgielk, ze prawdopodobnie mnie i tak nie usluszal. Ale ja juz bylem tam gdzie chcialem byc zawsze. Pierwsze co zrobilem do polaczylem sie z serwerem firmy Seagate Technologies (znalem dobrze ich system operacyjny z jednej ksiazki) i wlamalem sie na strone WWW. nie tracac czasu przekazlem paleczke naszemu specowi od HTMLa , czyli panu Mietkowi, sam zas zajalem jego miejsce.
Tak jak sie umowilismy wczesniej Mietek dokonal zmian bezposrednio w kodzie html przy pomocy edytora dysku na serwerze. Teraz trudne zadanie czekalo pania Wande. Musiala nadawac przez 20 minut tekst naszego manifestu...

Kolejne miesiace plynely grupie "sendbajt" szybko. Po pierwszych sukcesach na stronach WWW, probowali wlamywania na amerykanskie serwery wojskowe i rzadowe, co bylo od zawsze skrytym marzeniem Jana S. Niestety, pomimo poprawienia (na skutek zaprawy czlonkow "Sendbajt") parametrow transmisji (dochodzila ona do 1200 bps ) nie dalo sie wdalszym ciagu sciagac wiekszych plikow binarnych. Rekordem grupy byl download kodu zrodlowego do Internet Explorera v 2.0 (po wlamaniu naserwer firmy Microsoft). Poprawilo to nawigacje w sieci www gdyz pan Mietek nauczyl sie tego kodu na pamiec i robil po prostu za przegladarke (jak bylo trzeba to szkicowal na kartce jpgi i gify zeby kazdy mogl podziwiac szate graficzna danej strony). Tymczasem pan Jan zaliczal coraz to nowe miejsca www, haczyl i ewentualnie niszczyl serwery internetowe jeden za drugim. Jednym slowem grupa rozwijala sie i z dniana dzien stawala sie w Sieci coraz bardziej popularna. Na wszystkich administratorow padl blady strach. Wiekszosc z nich zaczela do wymiany informacji uzywac tradycyjnej poczty snail-mail, do tego stopnia byli sterroryzowani przez czlonkow grupy "Sendbajt". Oczywiscie przez caly ten czas grupa korzystala podczas uprawiania swego procederu z roznych numerow telefononow, poczatkowo sasiadow z bloku, ale pozniej pan Mietek wynalazl swietne miejsce kolo przedszkola dwie ulice dalej. Chodzili tam wiec nocami, wpinali hackomat i siadali w krzakach, zdaleka od ludzi. Pewnie sie spodziewacie , ze w koncu policja nakryla grupe "Sendbajt" i zirytowani admini ukamienowali za miastem jej czlonkow, wzglednie Jan S. wyladowal w wiezieniu jak przystalo na hackera-legende? Otoz nie. Dzialalnosc grupy trwalaby zapewne po dzis dzien gdyby pan Jan nie odkryl nowej pasjii zyciowej - mianowicie wedkarstwa.

No niestety bez pana Jana grupa "Sendbajt" szybko sie rozpadla.Spotykaja sie jednak czasem w piwnicy jak za starych czasow i przesiaduja na IRCu lub pan Jan sciaga sobie stronki o wedkarstwie. Pozatym sa szczesliwi. Admini tez, ze cala sprawa przycichla...Nadal wydaje im sie ze ich systemy sa dobrze zabezpieczone i moga spac spokojnie. Niech spia...

Lilith - 2019-03-01, 20:34

Wiecie co anony?

Tak. Zostałem magistrę dziennikarstwa xD Ukończyłem ten fantastyczny kierunek studiów z dobrymi ocenami, na praktykach w Polo TV wszyscy byli ze mnie zadowoleni (robię najlepszą kawę w mieście xD), mame też wydaje się zadowolona, chociaż ciągle płacze, nwm, może nadal po tym jak przedstawiłem jej Karola.

Po zdanej magisterce tak sobie leżę, leżę, bezrobocie mocno, ale mówię - chuj, trzeba odpocząć po ciężkich 5 latach xD Któregoś dnia myślę sobie jednak - hej, anon, czas do pracy może co? Mówię - oki i poszedłem do pracy.

Zatrudnili mnie w TVN24 jako młodszego Press Juniora - miałem pomagać dziennikarskim rekinom zbierać materiały do głównego wydania wiadomości. Kurwa jaka to była niewdzięczna praca - czy mróz czy chuj - trzeba zasuwać i zbierać pewne info, żeby potem nie trzeba było tego korygować i prostować, jak ostatnio po wpadce ziomeczka z roboty w czasie riserczu dla Moniki Olejnik. Wiadomo - wpadka = wypierdolka z pracy.

No i dzisiaj przychodzę do pracy, odbijam się na wejściu kartą, witam z cieciem (beka z nich xD) i szoruję do swojego pokoju, ale no pomyliłem korytarze - studiowałem dziennikarstwo a nie architekturę, zdarza się, korytarze wyglądają tutaj wszystkie tak samo xD

Idąc tak i idąc pomyślałem sobie - te anon, czy ty na pewno dobrze idziesz? I kiedy miałem już zawracać usłyszałem jakieś dziwne hałasy dobiegające z pomieszczenia sanitarnego - wiecie, tam trzymają miotły, wiadra czy co tam ciecie potrzebują do pełni radości z życia.

Jako, że jestem odważny albo głupi (mame sugeruje to drugie XD), to postanowiłem złapać za klamkę. Otwarte lol. No to wchodzę bo co tu tak będę stał jak debil.

W pomieszczeniu było ciemno, wszystko upierdolone jak stół Durczoka, mnóstwo kartonów a samo pomieszczenie wydawało się bardzo duże jak na pomieszczenie sanitarne. Przez chwilę się rozmarzyłem i oczami wyobraźni ujrzałem nagą Beatę Tadlę leżącą na kartonach, zapraszającą mnie bym się do niej zbliżył. Niestety nawet nie zdążyłem do tej pamięciówy rozpiąć rozporka, bo usłyszałem przewracający się karton. Siedział pośród nich wystraszony, łysy gość. No Tadla to kurwa nie była ehhhhhhh

Podchodzę do niego i speszony mówię - o chuj tu chodzi łysiaku? Jesteś jakimś voldemortem czy co? Powiecie, że bezczelnie ale gardze cieciami. My dziennikarze jesteśmy kimś więcej - należy nam się szacunek.

Ten zmieszany spojrzał na mnie i powiedział - A wie pan, że to jest bardzo częsta strategia terrorystów, by najpierw zastraszyć pierwszym uderzeniem, potem zasiać dezinformacje, a na końcu...

CO TY KURWA PIERDOLISZ TYPIE - przerwałem mu. Spojrzałem na świecący się identyfikator przypięty do jego dziurawego golfa - "Jerzy Dziewulski. Ekspert."

Wtedy wszystko zrozumiałem - oczy zaświeciły się jak żarówki, wszystko w głowie się poukładało, zebrało do kupy. Skojarzyłem te jego łysą glacę z telewizją. Nie - nie był jednym z nas, był kimś... no własnie? Kim właściwie był?

Widywałem go za każdym razem, gdy na świecie dochodziło do jakiegoś zamachu terrorystycznego. Nieważne gdzie, nieważne kiedy - zawsze on. Z początku myślałem, że to on stoi za tymi wszystkimi zamachami, ale teraz już wiem.

Kurwa - TVN go trzyma w składziku z miotłami i tylko czeka aż na świecie wypierdoli gdzieś bomba. Wtedy nie muszą dzwonić, nie muszą zapraszać, wysyłać szofera - Dziewulski wyskakuje zza pudeł, biegnie do windy, wjeżdża na drugie piętro i już nas informuje o tym, dlaczego terrorysta kurwą jest.

Ogólnie trzymanie go w tym składziku to jakaś pojebana akcja jest.

Nie wiem czy praca w TVNie to dobry wybór. Nie wiem czy nadal chcę być dziennikarzem

kurwa a mogłem studiować prawo

[ Dodano: 2019-03-04, 21:31 ]
Homoseksualizm można wyleczyć, wiem po sobie.

Sodomia towarzyszyła mi od liceum.
Latami dawałem dupy, ciągnąłem druta i słuchałem Bee Gees, do tego mam na imię Krystian więc byłem modelowym członkiem gejowskiej społeczności.
Przełom nastąpił rok temu, gdy odkryłem, że mój wieloletni partner prowadził podwójne życie i miesiącami mnie zdradzał. Tylko cudem uniknąłem zakażenia wirusem HIV.
Dotarło do mnie jakie ryzyko niesie za sobą rozwiązły tryb życia i próbowałem na nowo odnaleźć własną tożsamość.
Trafiłem na terapię.

Minęło kilka miesięcy.
Przeprowadziłem się do innego miasta, znalazłem pracę, złapałem zajawkę na sport.
Zerwałem stare kontakty.
Kiedy wszystko powoli zaczęło się układać, odezwały się demony z przeszłości i poczułem, że swędzi mnie dupa.
Nie, że chciało mi się ruchać, tylko dosłownie swędziała.
Poszedłem na wizytę do proktologa.
Wiele mnie to kosztowało, ale opowiedziałem mu o swojej przeszłości.

Spojrzał na mnie chłodno, kazał wypiąć i zbadał penetrując palcem wskazującym.

- pańska głowa może i zapomniała o poprzednim życiu, ale odbyt ma przebieg jak stary Polonez. Hemoroidy.

Przepisał mi tę słynną maść na ból dupy i kazał stawić się za dwa tygodnie na kontroli.
Zwykle po wizycie wystawiam oceny na znanylekarz.pl, ale tutaj miałem problem.
Z jednej strony gość postawił fachową diagnozę, z drugiej maksymalna ocena mogłaby świadczyć o tym, że lubię jak ktoś grzebie palcem w mojej dupie, a tego wolałem uniknąć.
Dałem trójkę.

Kilka dni później jak co dzień poszedłem do pracy, jednak czułem, że coś jest nie tak.
Czułem na sobie świdrujący wzrok kolegów, gdziekolwiek wszedłem rozmowy cichły, a ludzie rozchodzili się czym prędzej.

- to prawda? - zagaił najodważniejszy z nich.
- co?
- no, że jesteś... gejem.

Kurwa mać. Rozżalony niską oceną doktor postarał się, żeby moi znajomi dowiedzieli się o mojej homoseksualnej przeszłości.
Mleko się rozlało. Opowiedziałem mu o kim byłem i o zdradzie mojego partnera.

- nie przejmuj się, nie wszyscy tacy jesteśmy. - uspokajał.
- Ty też?!

Uśmiechnął się pod nosem i kontynuował.

- mamy tu swój klub dla gejów, którego najważniejszą zasadą jest wierność. Tam nikt nie będzie cię oceniał.
Spotykamy się co dwa tygodnie, wpadnij i powołaj się na mnie. Na imię mam Paweł, ale tam jestem znany jako Misiek.

Zadziornie klepnął mnie w tyłek i wróciliśmy do swoich zajęć.

Ósmy rok mija jak poszedłem za radą Miśka i od tamtej chwili nie opuściłem ani jednego meczu Wisły Kraków - najlepszego gejowskiego klubu w Polsce.

Davos - 2019-03-04, 22:27

O kurde, chciałbym zobaczyć reakcję Jankiela na tę ostatnią pastę :haha:
Lilith - 2019-03-06, 15:54

:troll:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group